niedziela, 29 stycznia 2017

Karuzela. Agnieszka Lis [Izabelka]

TYTUŁ: Karuzela
AUTOR: Agnieszka Lis
WYDAWNICTWO: Czwarta strona
GATUNEK: powieść obyczajowa

Zdjęcie autorskie Izabelka


Boooożeee! Jaka to smutna książka. I piękna!
Dlaczego mnie nikt nie uprzedził, że do czytania tej pozycji potrzebne są chusteczki w ilościach hurtowych? Ja się grzecznie pytam.
Książka ta swoją subtelną okładką może wprowadzić czytelnika w błąd. Nie jest to ani lekka, ani zabawna pozycja, ani z pewnością nie jest to babskie czytadło. Możecie mi wierzyć. Pod płaszczykiem powieści dla kobiet  możemy znaleźć mnóstwo tematów i spraw, które dotyczą nas wszystkich.
Kobiety zajmujące się domem znajdą coś dla siebie. Matki z trójką (i nie tylko) dzieci znajdą coś o sobie. Żony zapracowanych mężów też się odnajdą w tej powieści. Kobiety zdradzane przez mężów może odnajdą nadzieję. Dorosłe córki swoich matek może wyciągną wnioski. Rodziny zmagające się ze śmiertelną chorobą znajdą pocieszenie. A wszyscy czytający z pewnością wyleją morze łez. Tak jak ja wylałam...

Ale nie jest to suchy zapis walki z chorobą. Z tej powieści bije ciepło i spokój. Nie ma tutaj złych emocji, strachu i negatywnych myśli. Czytałam i płakałam. Ale nie nad główną bohaterką. Płakałam nad sobą. Jestem zdrową i szczęśliwą matką, żoną, kobietą. Nie mam powodu do narzekań.
W przeciwieństwie do bohaterki. Renata jest zabieganą matką trójki potomstwa, żoną zdradzaną przez męża, córką wszystkowiedzącej matki i przyjaciółką zapracowanej singielki. Przyznajcie: są powody do narzekań. A z dnia na dzień czuje się gorzej. Słabnie i nie ma sił na nic. Do momentu, kiedy lekarze stawiają diagnozę: białaczka. I wtedy wszystko się zmienia. Świat Renaty staje na głowie. Zmieniają się priorytety. Zmieniają wartości.

Autorce świetnie udało pokazać się kilka spraw. Polska edukacja w całej swej krasie, choć, dla mnie, niezbyt chwalebnej. Też mam dzieci i wiem, że nie zawsze jest tak, jak być powinno.
Polska służba zdrowia. Miałam ostatnio z nią do czynienia. Też wiele pozostawia do życzenia.
Praca w korporacji. Mąż Renaty bierze udział w "wyścigu szczurów". Znane mi zjawisko. Udało się oddać autorce oddać klimat tej "instytucji".

"Karuzela" nie jest lukrowaną i ckliwą powieścią o walce z chorobą.
Jest powieścią o sile miłości i przyjaźni. Pokazuje, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze. Że nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Że przychodzą w życiu takie momenty, które przestają mieć znaczenie.

Książka Agnieszki Lis niesie w sobie przesłanie. Przynajmniej dla mnie. Nie lekceważcie siebie ani swojego zdrowia. Badajcie się! Jeśli nie dla siebie, to chociaż dla swoich bliskich. Badania wykazują, że wczesne wykrycie białaczki zwiększa szanse na wyzdrowienie.
"Karuzela" skłania do myślenia. Daje "popalić" w trakcie czytania, a po zakończeniu lektury długo siedzi w głowie. A to lubię.
I na koniec takie porównanie z książki: swój samochód raz w roku oddajesz na przegląd. Dlaczego? Bo tego wymaga polskie prawo. Dbasz o niego, bo chcesz bezpiecznie jeździć. A dlaczego nie robisz "przeglądu" sobie? Dlaczego chociaż raz w roku nie poddajesz się badaniom profilaktycznym?
Pozostawiam do zastanowienia...
Polecam.


Zdjęcie autorskie Izabelka


Geniusz zbrodni. Chris Carter [Izabelka]

TYTUŁ: Geniusz zbrodni
AUTOR: Chris Carter
WYDAWNICTWO: Sonia Draga
GATUNEK: thriller/kryminał
Zdjęcie autorskie Izabelka


Oto przed Wami kolejna część z Robertem Hunterem. Ale czy kolejna równie dobra jak wcześniejsze? Zawsze mam takie obawy, kiedy czytam część świetnej serii.

I jeśli spodziewacie się obiektywnej opinii, to nic z tego. Przyznam się od razu, że jestem fanką Pana Cartera. Zachwyca mnie na każdym kroku.

Ta część jest zupełnie inna od poprzednich. Dlaczego? Bo zaraz na początku poznajemy mordercę. I gdy dotarłam do tego momentu w fabule, to się zatrzymałam. I co teraz? Mordercę już znam, a przede mną ponad 300 stron...
Hunter zostaje wezwany do siedziby FBI na wyraźne życzenie oskarżonego. W jego bagażniku znaleziono dwie głowy kobiece. Oskarżony nic nie mówi. Milczy jak zaklęty. Aż w końcu domaga się wizyty Huntera. Detektyw-psycholog nie bardzo "pali" się do tego zadania, bo jest już jedną nogą na urlopie. Zmienia zdanie, kiedy spotyka się z oskarżonym, który okazuje się jego współlokatorem ze studiów.
Hunter jest przerażony i zaskoczony jednocześnie. Podejrzany zgadza się na współpracę z FBI tylko na swoich warunkach. I tylko z Hunterem. Przyznaje się do popełnienia morderstwa, a nawet kilku, kilkunastu...
FBI wraz z Hunterem nie bardzo wiedzą czy podjąć tę grę. Bo morderca wyraźnie podejmuje z nimi grę, ale na swoich warunkach. Zmieniają zdanie, gdy okazuje się, że jedna z porwanych ofiar może jeszcze żyć. Zaczyna się wyścig z czasem. W trakcie poszukiwań uwięzionej ofiary wychodzą na światło dzienne przerażające fakty. Całe mnóstwo faktów, o których FBI nie miało pojęcia.
I tutaj napiszę, że znaczenie ma czytanie w odpowiedniej kolejności części z Robertem Hunterem. W "Geniuszu zbrodni" bowiem pojawiają się istotne wątki z prywatnego życia detektywa. Przeszłość, która wraca jak zły sen.

Fabuła rozkręca się pomału, nabiera tempa wraz z odkrywaniem kolejnych zbrodni, inteligencja Huntera zachwyca jak zawsze, choć tutaj możemy powiedzieć, że trafił "swój na swego". Morderca wcale a wcale nie ustępuje detektywowi. W końcu obaj są po tych samych studiach psychologicznych i obaj nad wyraz inteligentni.
Rozmowy pomiędzy dawnymi współlokatorami w więzieniu przypominają trochę "Milczenie owiec". Przerażający morderca prowadzi osobliwy dialog przez grubą szybę z detektywem próbującym wyjaśnić zagadkę zaginięć kobiet.

Przerażające opisy dokonanych zbrodni, walka z czasem, walka z przeszłością, próby odnalezienia ciał, paraliżująca "gra" z psychopatą i wiele innych aspektów sprawia, że od książki trudno się oderwać. I to pytanie, które krążyło mi po głowie w trakcie czytania: to ile ludzi pozbawił życia ten psychopatyczny morderca? Bo lista zdaje się nie mieć końca...

Carter jak zwykle mnie zaskoczył. Choć równie dobrze mogę powiedzieć, że pojechał po schemacie. Krótkie rozdziały, napięcie rosnące nieśpiesznie, makabryczne zbrodnie, bezwzględny psychopata, nieprzewidywalne zwroty akcji, zachwycający Robert H. i zaskakujące zakończenie. Czyli to, co zawsze można znaleźć w książkach Cartera. I co z tego? Ja to po prostu uwielbiam. I teraz pozostało mi tylko czekać na kolejną część.
I na koniec jeszcze refleksja... Uważajcie na przypadki! Gdyby nie przypadek właśnie, to ten psychopata nadal chodziłby na wolności. 
Polecam.

Zdjęcie autorskie Izabelka

Sieroty zła. Nicolas d' Estienne d' Orves [Izabelka]

TYTUŁ: Sieroty zła
AUTOR: Nicolas d' Estienne d' Orves
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo W.A.B
GATUNEK: obyczajowo-historyczna powieść francuska
Zdjęcie autorskie Izabelka


Przedstawiam Wam niesamowitą książkę! Napisać o niej, że mnie zachwyciła to mało. 
Choć przyznam się, że sięgałam po nią z niewielką obawą. Nie lubię takich opasłych tomów, szybko się nudzę... A ta ma prawie 600 stron. Ale, jak się okazało, moje obawy były bezpodstawne.
"Sieroty zła" napisane są świetnie. Akcja wciągnęła mnie od pierwszych stron i trzymała aż do końca. A zdarzały się chwile, że serce przyspieszało niczym wyścigówka. Nie mogłam się oderwać...
Ale od razu uprzedzę: tej książki nie można traktować, jako powieści tylko historycznej! Ja do niej podeszłam jak to pozycji, w której autor popuścił wodze fantazji inspirując się faktami z historii XX wieku.

Akcja zaczyna się w 2005 roku, kiedy to spotykają się nasi bohaterowie:  Vidkun Venner - bogaty miliarder, który chce spisać historię Trzeciej Rzeszy i Anais Chouday, dziennikarka, która ma w tym zadaniu pomóc. Vidkum to zagorzały fascynat nazizmu. Ma w swojej posiadłości wiele "pamiątek" z okresu drugiej wojny światowej. Chce wyjaśnić klika nieznanych faktów i w tym zadaniu ma mu pomóc francuska dziennikarka.
Kiedy zaczynają drążyć temat na światło wychodzą coraz to bardziej niesamowite fakty. 
Podróżujemy z bohaterami po całej Europie. Zwiedzamy Francję i tajemnicze zamki upadłej arystokracji, odwiedzamy Niemcy i takie miasta jak Berlin i Norymberga, przenosimy się na tajemniczą norweską wyspę. Podróżujemy też w czasie: 1939 rok, 1987, 2006. Wiele wątków, które w pewnym momencie układają się w spójną całość dając przerażający obraz. I nagle pojawia się problem: bo ktokolwiek zaczyna interesować się tym tematem ginie w niewyjaśnionych okolicznościach...
Głównym tematem tej książki jest tematyka Lebensborn i problem stworzenia idealnego człowieka czystej krwi aryjskiej. Autor dużo miejsca poświęca ośrodkom Lebensborn, zasadom przyjmowania kobiet i sposobom działania tej organizacji. Podkreślmy: dobroczynnej organizacji. To widać, że autor zgłębiał temat. Dla osób, które nie spotkały się z tą tematyką, to będzie wspaniała lekcja historii. Ten francuski pisarz umiejętnie wplótł w fabułę istotne fakty historyczne. Poczułam się zupełnie jak wtedy, kiedy czytałam "Czerń i purpurę" Wojciecha Dutki. Wspaniale "przemycona" lekcja historii. 
Nie będę streszczać książki. Napiszę tylko, że akcja mknie niczym pendolino, bohaterowie zaskakują wielokrotnie, napięcie podkręcone do granic możliwości wcale nie słabnie ani na chwilę, ilość faktów "przemyconych" w fabule imponująca, a wyobraźnia autora godna pozazdroszczenia. 
Na kartach tej historii spotykamy: Hitlera, Himmlera,  Mengele, członków SS. Czytamy o Lebensborn,  Ahnenerbe, eksperymentach medycznych, badaniach nad stworzeniem idealnej rasy aryjskiej, o procesach norymberskich, o ucieczce i życiu byłych nazistów w Argentynie, o francuskim ruchu oporu, o kolaborującej francuskiej arystokracji, o niemieckiej fascynacji legendami. Choć to może wydawać się zbyt dużą dawką informacji, to wcale tak nie jest. Dla mnie mieszanka idealna. Jest w niej wszystko, co lubię: trochę historii, trochę sensacji, trochę romansu, trochę fantazji. Oj tak! Super połączenie.

Nie traktujcie tej książki zbyt poważnie. Dla mnie ona jest dowodem na to, że historia to nie jest sztywna i nudna nauka. Autor świetnie popuścił wodze swojej fantazji, a ja dałam się jej ponieść. Bardzo dobrze się bawiłam. 
Choć zakończenie wbiło mnie w fotel. Totalnie zaskoczyło i wywołało kaca książkowego.
Autor zostawił mnie z mnóstwem pytań, bo to, co przedstawił na ostatnich kartach swojej historii może przyprawić niektórych o dreszcz grozy, gęsią skórkę i bezsenność. 
Bo czy aby na pewno to tylko fantazja autora? Czy pewne fakty nie mogą mieć miejsca? Czy nazizm umarł wraz z końcem wojny? Czy możemy spać spokojnie? 
Mnóstwo pytań i niewiele odpowiedzi.
Gorąco polecam.




Zdjęcie autorskie Izabelka

piątek, 27 stycznia 2017

Pan Soczewka w puszczy. Jan Brzechwa [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Pan Soczewka w puszczy
AUTOR: Jan Brzechwa
ILUSTRACJE: Kasia Nowowiejska
WYDAWNICTWO: Wilga
GATUNEK: Literatura dziecięca

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Jeśli ktoś zapyta "co takiego fajnego jest w czytaniu bajek?" nie trzeba udzielać odpowiedzi wystarczy pokazać mu książkę Pan Soczewka w puszczy. Ta bajka aż kipi radością i pozytywną energią. Uciekając się do zmyślnego środka stylistycznego, jakim jest animacja: Pana Soczewkę w puszczy można swobodnie określić mianem sympatycznej i klawej książki. Taki z niej zuch na schwał=)
O wybitnych postaciach polskiej literatury trzeba mówić krotko, zwięźle i na temat. Jan Brzechwa to Autor z ponadprzeciętnym talentem do tworzenia bajek i wierszy. Od lat najmłodsze pokolenia zaczytują się w krótkich i dłuższych formach poetyckich utrzymanych w żartobliwym stylu. Z obowiązkowym morałem na koniec. 
Z Panem Soczewką "spotkałam się" po raz pierwszy w moim niespełna 30-letnim życiu. I to kolejny argument przemawiający za tym, że po bajkę można chwycić zawsze, niezależnie od wieku bo przygoda Pana Soczewki mnie po prostu ubawiła po pachy.

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik


Pan Soczewka, dzielny, odważny operator filmowy, który prócz umiejętności biegłego posługiwania się kamerą, dobrym okiem i głowy pełnej pomysłów charakteryzuje się też niebywałą odwagą. Awaria samolotu sprawia, że ląduje w puszczy. A w tej puszczy aż roi się od dzikich, groźnych drapieżników, psotnych małp i kolorowych stworzeń przeróżnego gatunku. Pan Soczewka nie byłby sobą, gdyby w tej różnorodności i ferii barw nie odnalazł pomysłu na stworzenie świetnego filmu. Dokumentalnego, z lekką nutką humorystyczną. Sprytem i kreatywnością sprawia, że dzikie zwierzaki potulnie wypełniają prośby i postępują zgodnie z reżyserskimi propozycjami operatora =)

I tutaj dochodzimy do kwestii zasadniczej oprawa graficzna. Bo czymże jest nawet najlepsza i porywająca bajka dla dzieci, czymże jest wiersz ze stosem rymów dokładnych i tuzinem niedokładnych? Jest tylko bajką i tylko wierszem. Rysunki! To one nadają smak całej książce. Pan Soczewka w puszczy prócz rewelacyjnej historii wierszem pisanej zachwyca właśnie szatą graficzną. Wizja Pani Kasi Nowowiejskiej trafiła na podatny grunt rysunki są zachwycające. Pan Soczewka w wersji hipsterskiej na głowie sam daszek, bez czapki, wielkie okulary z dizajnerskimi czarnymi oprawkami, bojówki, koszula w kratę, szal luźno zwisający wokół szyi i glany. Taki super gość luzak.  Dla mnie bomba! Trzeba iść z duchem czasu, aby porwać w kolorystyczny misz-masz jak największą liczbę czytelników. Jest pięknie, kolorowo i radośnie!!!

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik


Tak dopracowaną oprawą graficzną można ożywić nawet najbardziej "zakurzone" dzieła literackie dla dzieci. A tak żywe barwy zwracają uwagę nawet najbardziej rozkojarzonego malucha. Już sama sztywna, barwna i solidna obiecuje cudowną zabawę nie tylko dla dziecka ale i dla dorosłego. Przywołuje wspomnienia... i tworzy nowe.
Polecam=)

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

czwartek, 26 stycznia 2017

Zadziwienia. Antologia wierszy dla dzieci. Zofia Olek-Redlarska [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Zadziwienia. Antologia wierszy dla dzieci
AUTOR: Zofia Olek-Redlarska
WYDAWNICTWO: Oficyna Wydawnicza Impuls
ILUSTRACJE: Maria Sękalska
GATUNEK: Poezja dla dzieci

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Liryka to rodzaj literacki, który jest nie tylko kwintesencją delikatności, wrażliwości i subtelności, ale przede wszystkim stanowi zapis najbardziej osobistych przeżyć i najbardziej subiektywnych odczuć. Poeta w swoich wierszach zostawia cząstkę siebie, pokazuje czytelnikowi swoje wnętrze, upublicznia swoje myśli. Poeta to nie tylko uczuciowy człowiek, który bezbłędnie wychwytuje emocjonalne sygnały wysyłane przez świat, ale także człowiek bardzo odważny ujawnia cząstkę własnego "ja" i pozwala, aby inni nieznacznie przekroczyli granicę prywatności.
Aby zrozumieć wiersz nie trzeba być wybitnie inteligentnym, mieć bogaty zasób słownictwa i być oczytanym. Czytelnik musi poczuć z Autorem więź, patrzeć w tę samą stronę i "nadawać na tych samych częstotliwościach". Trio: Autor, czytelnik i zrozumienie można porównać do toru kolejowego. Autor jest jedną szyną, czytelnik drugą, a zrozumienie pociągiem swobodnie sunącym po torze kolejowym w stronę marzeń, wyobraźni i piękna świata.
Myli się ten, który uważa poezję za bełkotliwy słowotok przeznaczony tylko dla inteligentnych. Poezja jest dla każdego, trzeba tylko poczuć więź z Autorem. Każdy jest w stanie zrozumieć co Autor miał na myśli, nawet dzieci. A może przede wszystkim dzieci. Najmłodsi dysponują bowiem magiczna mocą zauważają więcej, czują mocniej, przezywają intensywniej, rozumieją zadziwiająco wiele. Dlatego Zadziwienia Antologia wierszy dla dzieci to idealne rozwiązanie na nudę i urozmaicenie monotonnego wieczoru.

Zadziwienia podzielone są na kilka kategorii: Rodzina, Świat, Natura, Rzeczy, Uczucia. Jako wielka miłośniczka przyrody, to właśnie Świat i Natura wywarły na mnie największe wrażenie. "Skąd ta chmura" wraz z rysunkiem to prawdziwa rozkosz dla mej wrażliwości i balsam na ma duszę.
Wiersze spełniają rolę drogowskazów podpowiadają jak odkryć piękno w najdrobniejszych rzeczach, w kroplach deszczu, we mgle, w księżycowej kieszeni, na dnie kubka; odpowiada na pytania, gdzie drzemie kot, o czym rozmawia budka telefoniczna i czy mleko może wykipieć z radości. Uczy wrażliwości, spostrzegawczości i pobudza dziecięcą fantazję.
Wystarczy jeden wiersz, aby zanurzyć się w pastelowych barwach odczuć, w jaskrawych kolorach szczęścia i zachwytu, w czarno-białej szachownicy zrozumienia.
Poezja Zofii Olek-Redlarskiej zachwyciła mnie i porwała. Przywołuje wspomnienia, cuci zemdlone pokłady empatii i wrażliwości, naprawia stłuczone szkła i skleja popsute oprawki różowych okularów, ożywia naturalnie obumarłe już spojrzenie zwane "z dziecięcej perspektywy".
Zamykam Antologie, a w mej głowie wirują chmurowe krowy, subtelne sandałki jakie wdziało na swe stopy lato i wujaszka borsuka, który opiekuje się kukułczymi pociechami... 

To, co dodatkowo chwyta za serce to piękna oprawa graficzna Antologii. Subtelne rysunki idealnie komponują się z treścią wierszy, stanowią ich uzupełnienie.

Pięknie wydane Zadziwienia to rewelacyjna alternatywa dla komputera, laptopa czy konsoli. A nuż uda się w dziecku zaszczepić miłość do liryki?

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

środa, 25 stycznia 2017

Rymowanki Sportowe zachwalanki. Katarzyna Kabacińska [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Rymowanki Sportowe zachwalanki
AUTOR: Katarzyna Kabacińska
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: Literatura dziecięca

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik
Atenszyn! Atenszyn!
Dzieci Neostrady i ich rodzice proszeni są o uwagę! Jeśli nie wiesz do czego służą łyżworolki, pływanie żabką, twój rower stoi zakurzony w garażu/piwnicy to zły znak. Jeśli najczęściej pracującymi mięśniami są te w paliczkach palców to znak, że jest źle. Jeśli uprawiasz sport, ale na konsoli, to bardzo źle.
W dobie wszechogarniającego internetu zabawy na dworze to proces zanikający. Niestety. Autorka Rymowanki. Sportowe zachwalanki alarmuje i zwraca uwagę na wciąż postępującą degradację aktywności fizycznej. Dzieci coraz częściej wymigują się od zajęć wychowania fizycznego, co przekłada się bezpośrednio na sprawność i niestety na wagę. 
Doskonałym pomysłem jest kampania społeczna propagująca zdrowy tryb życia, zbilansowana dietę i zachęcające do uczęszczania na zajęcia w-f-u. Cieszy fakt, że dorośli dostrzegli problem i próbują z nim walczyć. W przedszkolu, do którego uczęszcza mój syn wprowadzono zmiany żywieniowe na deser nie ma słodyczy, tylko owoce, herbata słodzona jedynie miodem, nie cukrem, do picia dostępna jest woda, a nie soki (pseudo-zdrowotne, zagęszczane soki, w których głównym składnikiem jest cukier). To się chwali.
Autorka swoją propozycją dla dzieci aktywnie przyłącza się do kampanii. W zabawny i przede wszystkim przystępny sposób zachęca i proponuje. W 14 wierszykach podejmowane są następujące zagadnienia:

dbanie o higienę
prawidłowe żywienie, zdrowy, pełnowartościowy jadłospis
uczęszczanie na lekcje wychowania fizycznego
problem otyłości
różnorodność aktywności fizycznej

Rymowanki Sportowe zachwalanki przekonują, że sport można uprawiać o każdej porze dnia. Zaczynamy od ćwiczeń rozciągających, aby rozgrzać mięśnie i przygotować je do wzmożonej aktywności. Nie ma znaczenia, czy za oknem śnieg, słonce, czy spadające jesienne liście pora roku nie ma znaczenie i nie powinna stanowić wymówki i ucieczki przed ćwiczeniami (za zimno, za mokro, za gorąco, za wietrznie) wszak na sankach zjeżdża się najlepiej, jak mróz szczypie w nos, na rolkach i deskorolce najprzyjemniej śmigać, gdy dmie w nasze plecy jesienny wiatr, a rowerem można wybrać się na wiosenną i letnia wycieczkę. 
Autorka w sprytny sposób przemyca w wierszykach znane i szanowane nazwiska: Gortat, Lewandowski, Kowalczyk. Pomysł zacny, bo przywołując te wybitne postaci świata sportu zachęca się dzieci do pójścia w ich ślady. 
Rymowanki są zabawne i bardzo "na czasie", bo mamy w nich "newsa", "Lewy z Realem", "kumple" i wiele innych swojskich, przystępnych sformułowań. Wiersze są tak skonstruowane, że czytając je po raz drugi, czy trzeci samoistnie wpadają do głowy. 
Oby więcej takich książek, które otwierają oczy nie tylko dzieciom, ale i rodzicom. Bo przykład ma iść z góry dziecko obserwuje i zapamiętuje jak jego rodzice spędzają czas. Czy garbią się nad laptopem, wpatrują w telewizor, czy po prostu przesiadują na kanapie zajadając się niezdrowymi przekąskami. Dlatego ta książka, moim zdaniem, spełni role "motywatora dla dorosłych" ruszamy dupsko i spędzamy z dzieckiem więcej czasu na zabawach ruchowych, najlepiej na świeżym powietrzu.


Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Graficznym "debeściakiem" jest sztywna okładka. Radosna, kolorowa i zachęcająca do sięgnięcia. Każdy wiersz ma swój odpowiednik graficzny uśmiechnięte, ćwiczące dziecko. 
Zdecydowanie polecam =)

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Ten drugi. Opowieśc misia Fredka. Marta Szloser [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Ten drugi. Opowieść misia Fredka
AUTOR: Marta Szloser
ILUSTRACJE: Sylwia Olszewska-Tracz
WYDAWNICTWO: Oficyna Wydawnicza Impuls
GATUNEK: Opowieść dla dzieci

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Myśli w mojej głowie tuż przed przeczytaniem książki:
machnę sobie jakąś bajkę, coby oczyścić umysł z widma kryminalnych zagadek, zbrodni i zła tego świata
fajowska okładka będzie kupa śmiechu
pewnie będzie to książka o dziecku, które kupiło sobie drugiego misia, a zapomniało o starym. Wredny bachor niepotrafiący docenić kochanego, starego, spranego, pluszowego misiaka.

Myśli w mojej głowie tuż po przeczytaniu książki:
...
...
...

To nie jest bajka, przy której można się śmiać, odpocząć od zła świata, to nie opowieść o kapryśnym dziecku. To historia, która ścisnęła moje gardło, przez którą połykam łzy i czuję, jakbym dostała potężny, obezwładniający cios w splot słoneczny. Ten drugi przesiąknięty jest smutkiem, którego nie jestem w stanie opisać, zaklasyfikować i zmierzyć...
Fredek to stary, szary miś uratowany od zapomnienia przez Rodziców, który znaleźli go w antykwariacie. Fredek był ulubionym misiem Chłopca. Chłopca ze "wszystkośliniącą buzią", który kiedyś złapał Fredka za ucho i długo trzymał. Delikatnie. I ten delikatny dotyk Chłopca zbudził miłość, która miała trwać i trwać bez końca. Milion lat. Całą wieczność. Ale nie trwała.
W niebieskim pokoju Chłopca zamieszkał ból, żal, bezradność i samotny Fredek.

Autorka z niezwykła delikatnością pochyla się nad największą tragedią jaka może spotkać Rodzinę. Oczami misia Fredka opisuje ból, który tak naprawdę jest nie do opisania. 
Odnoszę wrażenie, że tę opowieść można ubrać w odpowiednie słowa tylko dzięki temu, że patrzymy na nią z perspektywy pluszowego misia. Bo każda inna perspektywa raniłaby duszę i kaleczyła serce.
To wielka sztuka wtłoczyć w dziecięce słowa i wyrażenia tak potężną dawkę emocji, taką różnorodność odczuć. Można rozwodzić się nad tragedia, używać górnolotnych słów, wyszukanych epitetów. Ale można tak jak miś Fredek powiedzieć: "Chłopiec jest teraz chmurką!".

Ten drugi. Opowieść misia Fredka to synteza głębokiego i prostego tekstu z głęboką i prosta grafiką. Nie sposób nie docenić nakładu pracy Pani Sylwii Olszewskiej-Tracz. Okładka przepiękna w swej zwyczajności. I odrobinę smutna (czego moje bystre oko nie wyłowiło na początku). "Rogalikowa" Mama, samotny Fredek w oknie, walizka z ubraniami... Człowiek to naprawdę dziwne stworzenie. Treść Tego drugiego powaliła mnie na łopatki i zdruzgotała. Bardzo sugestywne rysunki dopełniają dzieła. Ale nie wiedzieć czemu najbardziej wzrusza mnie pewien element, mała, niepozorna grafika imitacja śladu po oderwaniu taśmy klejącej. Książeczka sprawia wrażenie, jakby w kilku miejscach była posklejana taśmą klejącą i ta taśma została po pewnym czasie oderwana. Może to moja nadwrażliwość i projekcja poruszonej na wskroś duszy, ale w tej niepozornej grafice upatruję kwintesencję książki, głównego jej przesłania... Ta taśma, która "kiedyś tam była" miała uratować rozpadającą się książkę, miała połączyć rozsypujące się elementy, zagoić rany... Ale w pewnym momencie była już niepotrzebna, można ją swobodnie oderwać, bo łączone elementy nie potrzebowały już spoiwa zaleczyły się, połączyły.

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

I takie jest przesłanie tej książki. Nawet największa tragedia, która powoduje rozsypanie się naszego życia na milion kawałków może zostać zaleczona. Człowiek nie może tylko pogubić tych elementów. Może, a nawet musi pozwolić sobie na żal, na płacz, na krzyk, na złość... ale jednocześnie wyrazić zgodę na to, aby pojawiła się wśród tego bałaganu "taśma", spoiwo, pomoc. Żeby pojawiła się nadzieja, która potrafi posklejać najbardziej zagmatwane i najmniejsze elementy.

Ten drugi to tak naprawdę bardzo wesoła książka, bo uśmiech wyziera zza gęstej mgły smutku, niczym nieśmiałe promienie słońca po długiej, gwałtownej burzy.

Przepiękna, magiczna i trudna książka. O czym świadczą wciąż kapiące na klawiaturę łzy z mych oczu.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Sedinum. Wiadmość z podziemia. Leszek Herman [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Sedinum. Wiadomość z podziemi
AUTOR: Leszek Herman
WYDAWNICTWO: Muza
GATUNEK: Powieść sensacyjna
Egzemplarz recenzencki dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

800 stron!!! Z ciekawości nawet zważyłam 814 gramów. Pokaźne tomiszcze a w nim wszystko to, co miłośnik sensacji uważa za "must have" intryga, zagadka z przeszłości, poszukiwanie skarbów, wyścig z nieprzyjacielem, zwroty akcji, porwania. I trupy sztuk kilka.

Wstyd przyznać, ale nigdy nie byłam w Szczecinie, a po lekturze Sedinum. Wiadomość z podziemi mam wrażenie, że to moje miasto rodzinne, które znam od podszewki...

W piątkową noc ma miejsce niecodzienne wydarzenie w nowo wybudowanym budynku wieżowca w centrum Szczecina zapada się podziemny parking. W wyniku owego incydentu dochodzi do spektakularnego odkrycia zawalenie się budynku nie było spowodowane błędem architektów i konstruktorów, ale obecnością dotąd nieodkrytego podziemia! To, co głowni bohaterowie znajdują w dotąd nieznanych rejonach podziemia wieżowca zainicjuje ciąg wydarzeń przyczynowo-skutkowy. Akcja będzie niestrudzenie parła do przodu niczym puszczone w ruch kostki domina niemożliwe do zatrzymania, nieuchronnie zmierzające do spektakularnego zakończenia. Niespodziewane trzęsienie ziemi nie przynosi ofiar śmiertelnych... do czasu.

Zawalający się budynek w centrum miasta, ciężarówka z trupem w szoferce... 

A to tylko początek atrakcji...

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Sedinum. Wiadomość z podziemi nie jest książką, którą można przeczytać w jeden, dwa wieczory, chyba że tyko oglądamy obrazki (bo takowych w tej pozycji nie brakuje) i obce jest nam pojęcie "czytanie ze zrozumieniem" Autor wtłoczył w książkę maksymalną dawkę faktów architektonicznych, legend pomorskich, informacji o dziełach sztuki, ciekawostek historycznych i zagadnień z wielu innych dziedzin (o których pisać nie wolno, bo byłoby to irytującym zdradzeniem fabuły).

Muszę przyznać, że niejednokrotnie gubiłam się w konfrontacji z ilością podejmowanych i rozwijanych wątków. Niezliczona ilość legend, jakie zostały wspomniane w Sedinum. Wiadomość z podziemia jest momentami przytłaczająca. Ale Autor i to przewidział za każdym razem, kiedy gubiłam się w natłoku informacji jeden z bohaterów podsumowywał dotychczasowe dokonania i tym samym oczyszczał umysł z nagromadzonych pytań i zawirowań.

Największym atutem książki są wirtualne wycieczki po Szczecinie Autor tak zgrabnie i z taką swobodą operuje słowem, że czytelnik ma wrażenie, że patrzy na Wały Chrobrego i stoi przed przepięknym budynkiem Urzędu Miasta. Na dokładkę wybieramy się na wycieczkę po galeriach (nie handlowych, ;)) co gwarantuje nam obcowanie ze środowiskiem artystycznym, obrazami, rzeźbami. Pod względem edukacyjnym książka zadaje egzamin na 5.
Jak to bywa w sensacjach, mamy wiele nieprawdopodobnych zwrotów akcji, pościg tych dobrych przez tych złych. Moim zdaniem bardzo dobrym zabiegiem było nie obsadzanie w roli głównej żadnego z bohaterów. Zarówno architekt Igor, dziennikarka Paulina jak i ich angielski towarzysz Johann wnosili w akcję równie wiele i podkręcali tempo wydarzeń. Dialogi są niewymuszone, charakterystyka postaci interesująca, splot wydarzeń odrobinę niewiarygodny, ale wszak to jedna z głównych atrybutów dobrej sensacji genialna myśl pojawia się wtedy, kiedy zbyt długo stoi się w miejscu, przeczytany całkiem przypadkiem artykuł, dzięki któremu uzyskujemy odpowiedź na kolejną zagadkę, pomoc ze strony czworonożnego przyjaciela umożliwia ucieczkę, a pluskwy załatwiają sprawę w kwestii pozyskiwania informacji.

Podczas czytania Sedinum. Wiadomośc z podziemia można się doskonale bawić, pod warunkiem, że jest się miłośnikiem teorii spiskowych, niewyjaśnionych wydarzeń z przeszłości, fanem Dana Browna lub żądnym wiedzy mieszkańcem Szczecina;) Rewelacyjny debiut ("debiut" podkreślone grubą krechą!) literacki Leszka Hermana jest idealny dla osób potrafiących przyswoić w krótkim czasie potężną dawkę wiedzy.

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

wtorek, 17 stycznia 2017

Zabójca z sąsiedztwa. Alex Marwood [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Zabójca z sąsiedztwa
AUTOR: Alex Marwood
WYDAWNICTWO: Albatros
GATUNEK: Thriller
Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Sąsiadów, tak jak rodziny się nie wybiera. Może być to przygłucha staruszka z dołu, która na ful słucha Radia Maryja, co bynajmniej nie przeszkadza jej w uśnięciu. Ale dla sąsiadów ani muzyka, ani audycje tegoż radia nie brzmią jak kołysanka. Ci po lewej to czysta patologia, chłop bezrobotny, zbyt często pijany i zbyt często agresywny. A na górze urocza rodzinka, wielodzietna najmłodsze, to półroczny bobas z kolkami od miesięcy trzech, dwie najstarsze córki to rozwrzeszczane pannice uwielbiające walkę o perłowy błyszczyk w butach z 5-kgramowymi koturnami. I do kompletu brakuje wiecznie nieobecnego sąsiada po prawej i jego zamkniętego na pół dnia psa, który wiernie czeka na powrót pana umilając sobie czas skomleniem i drapaniem w drzwi. Ale bywają tez całkiem zwyczajni sąsiedzi, którzy prócz zdawkowego "dzień dobry" zagajają niezobowiązującą rozmowę o pogodzie, wydarzeniach ze świata, albo o korkach na mieście. I właśnie ci najbardziej zwyczajni potrafią się okazać największymi zwyrodnialcami i psycholami...

Czy każdy tak się czuje po zabiciu kogoś? Nie roztrzęsiony, przestraszony, ani smutny, tylko otępiały?

Nigdy nie czuła takiego smrodu. Woń zgniłego gówna z sypialni Vesty to w porównaniu z tym kwiatowy aromat. 


Kamienicznik jest obleśnym, niesympatycznym, chciwym właścicielem domu, w którym skupia się gromada najbardziej tajemniczych lokatorów.
Hossein irański uchodźca, który znalazł azyl w bezpiecznych czeluściach brytyjskiego społeczeństwa, Gerard Bright enigmatyczny, wycofany, introwertyczny były nauczyciel muzyki w szkole prywatnej, Cheryl Farrell nastolatka, która uciekła z ośrodka opieki nad nieletnimi i ukrywa się przed opieką społeczną, 
Vesta leciwa starsza dama snująca marzenia o wyprowadzce z tego obskurnego miejsca, w którym się urodziła i w którym prawdopodobnie dożyje swoich ostatnich dni.
Thomas – nudziarz, mający zawsze zbyt wiele do powiedzenia.
Collette która ucieka, bo stała się przypadkowym świadkiem pewnej bardzo niepokojącej i zagrażającej jej bezpieczeństwo scenie.
Wszyscy skrywają mroczne sekrety, ale tylko jedna z tych osób jest prawdziwym psychopatycznym mordercą, który zupełnie stracił kontrolę nad swoimi poczynaniami, które określa mianem "wyrazów miłości". Sytuacja ulegnie diametralnej zmianie, kiedy bohaterów połączy tragiczne w skutkach wydarzenie, tworząc kolejny tym razem wspólny sekret. Wszyscy odczuwają wymuszoną bierność, surrealizm sytuacji oraz źle maskowaną wdzięczność względem reszty za podjęcie takich, a nie innych kroków... z trupem w tle.

Najnowszy thriller Pani Marwood to prawdziwa mieszkanka wybuchowa, bo powiewy nudy, mało porywającej charakterystyki angielskich ulic przeganiany jest powiewem o zgoła odmiennym zapachu i intensywności. Zabójca z sąsiedztwa to kwintesencja realizmu, pełnego ohydnych opisów, defekacyjnych woni oraz mało apetycznych wynurzeń egzystencjalnych chorego umysłu mordercy. Sugestywne opisy przyprawiają o mdłości, nierówna akcja, z wypełnionej marazmem i drętwotą przemienia się w porywającą i  zapierającą dech w piersiach, z zastygłym na twarzach grymasem obrzydzenia. Ta powieść śmierdzi, lepi się i wywołuje odruch wymiotny. I to jej największy atut. Silne wrażenia organoleptyczne, jakie wywołuje lektura najnowszego thrillera Alex Marwood nie są niwelowane nawet przez z lekka przesłodzone zakończenie, akcję grzęznącą w zbytecznych opisach, rozważań osobistych bohaterów oraz spowalniaczy akcji (przyjęcie w ogrodzie, wizyty u matki Collette). 
To bardzo odważna i dosadna książka, która zapewni wiele niezapomnianych wrażeń. Bo ja już nigdy nie spojrzę w ten sam sposób na... sodę oczyszczoną i kwiatowy odświeżacz powietrza...
Polecam.

sobota, 14 stycznia 2017

Zapach Suszy. Tomasz Sekielski [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Zapach suszy
AUTOR: Tomasz Sekielski
WYDAWNICTWO: Od deski do deski
GATUNEK: Thriller/Sensacja

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Zapach suszy nie jest dla tych, którzy uważają, że niewolnictwo to zamierzchła przeszłość, od dawna nieaktualna, zniesiona i nieobecna w życiu codziennym, bo prawnie uregulowana konwencją w Genewie Roku Pańskiego 1926. To książka nie dla tych, którzy uważają, że nagonka na niekonieczne bogobojne zachowanie księży to fikcja i bajki z palca wyssane. Najnowsza książka Tomasza Sekielskiego także nie dla tych, którzy uważają, że zamachy terrorystyczne to bujda, teorie spisowe to imaginacja, a prostytucja i matactwa finansowe na wysokich szczeblach nie istnieją.

Książka przede wszystkim szokuje, nawet jeśli li tylko ułamek opisanych wydarzeń mogłoby wydarzyć się naprawdę/ wydarzyły się naprawdę.

W centrum Warszawy dochodzi do detonacji bomby w samochodzie, ginie kilkanaście osób, wielu ludzi jest rannych. W świetle aktualnych wydarzeń na świecie najbardziej prawdopodobna wydaje się teoria zamachu terrorystycznego. Dla jednych ludzi to największa tragedia, dla innych szansa na realizacja własnych celów... W próbę wyjaśnienia tych tragicznych i enigmatycznych wydarzeń zostaje zaangażowana specjalna ekipa z prokurator specjalną Agnieszką Ossowską na czele. Dwa miesiące wcześniej prawniczka prowadziła sprawę rzekomego samobójstwa księdza Roberta Heina w małej parafii na Kujawach. Kobieta zmaga się nie tylko z coraz większą ilością ślepych uliczek w śledztwie, znaków zapytania i niewygodnych prawd wywleczonych na światło dzienne, ale także próbuje pokonać pierwsze symptomy depresji i alkoholizmu, w które skutecznie wpędza ją samotny tryb życia, kompleksy oraz szereg nieuzasadnionych niepowodzeń w pracy.

Sekielski już w Sejfie przyzwyczaił czytelnika, że jednowątkowe, mało skomplikowane powieści to nie ta bajka. W Zapachu suszy nie można narzekać na brak zwrotów akcji, mnogość postaci i ilość wątków pobocznych. Autor podjął się rozwinięcia tematu pedofilii w kościele, handlu żywym towarem, prostytucji, zamachów terrorystycznych, badań nad komórkami macierzystymi, teczek IPN. Pojawiają się także ukraińskie porachunki, machlojki i kombinatorstwo na wysokich szczeblach władzy oraz zemsta, która najlepiej smakuje na zimno. Może i prawda to, że zbyt wiele składników wchodzi w skład tego dania, ale pomimo mnogości podejmowanych tematów Autor łączy je w prosty sposób i nie pozwala, aby w przedstawianą historię wdarł się chaos.
Brutalność, gwałty, pedofilia. Ten thriller nie jest przeznaczony dla wrażliwych osób, zarówno pod względem językowym, jak i tematów przewodnich fabuły.


Kurwa, jak można było tak dobry towar zmarnować?
(w odniesieniu do "nowej dostawy" zagłodzonych, brudnych, pobitych kobiet...)

Czasami dziany kochaś wypożyczał ja sobie nawet na cały weekend jak turystyczny mebel, który zabiera się na wypad za miasto.
Tutaj ma torbę z kijami do golfa, tutaj lodówkę z piwem, a tutaj Ukrainkę do ruchania i obciągania.

Bardzo dobra kreacja bohaterów. Prokurator Agnieszka jawi się jako zwyczajna kobieta z problemami, a nie kolejny wybitnie inteligentny prawniczy umysł z zacięciem detektywistycznym, któremu niestraszne żadne, nawet najbardziej skomplikowane i zawikłane zlecenia. Witold Rudzki minister sprawiedliwości z aspiracjami na objęcie stanowiska prezydenta Rzeczpospolitej, człowiek o wielu twarzach, wzbudzający w czytelniku całą paletę zmiennych odczuć, podobnie jak bizneswoman Karolina, niezwykle kontrowersyjna, barwna postać, którą nie sposób polubić i której nie sposób nie podziwiać.

Lektura Zapachu suszy to bezkompromisowa analiza głęboko skrywanych brudów społeczeństwa. Tomasz Sekielski w sposób bezpośredni rozprawia się z wrzodem, czyli nagromadzonymi świństwami, bestialstwem i obłudą, głęboko skrywanymi i kumulującymi się w ukryciu... Nacięcie skalpelem, czyli lektura Zapachu suszy obnaża to, co nigdy nie powinno być tolerowane, ukrywane i tuszowane. Zwraca uwagę na karygodny sposób zmiatania pod dywan niewygodnych spraw, brak walki z korupcją, dulszczyzną, hipokryzją i makiawelizmem, przysparzające Polsce więcej szkód niż pożytku porachunki polityczno-biznesowe oraz niekoniecznie sprawnie i uczciwie działające organy sprawiedliwości.

Autor pozostawia niedosyt. Tylko nieliczne wątki doczekały się rozwiązania, dlatego z uciechą zacieram ręce w oczekiwaniu na kontynuację.

środa, 11 stycznia 2017

Po dwóch stronach rzeki. Barbara Smal [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Po dwóch stronach rzeki
AUTOR: Barbara Smal
WYDAWNICTWO: Bernardinum
GATUNEK: Literatura obyczajowa

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik
Sentymentalna powieść, okraszona odrobiną melancholii, doprawiona szczyptą smutku, rozczarowania i pokaźną porcją  nadziei. Po dwóch stronach rzeki to powieść, która jest czerwonym światłem na sygnalizacji świetlnej naszego życia. Każe nam się zatrzymać, wzmaga naszą koncentrację, ale przede wszystkim wyhamowuje ten pęd, który porwał w wir codzienności i monotonii wszystko to, co w człowieku najpiękniejsze i najprawdziwsze miłość do ludzi i samego siebie, cierpliwość, uwielbienie dla przyrody, natury, sztuki i docenienie każdego dnia.

Podobno kobiety się o wiek nie pyta. A niby dlaczego? Przecież ani "czterdziecha", ani pięćdziesiątka, ani siedemdziesiątka to nic wstydliwego. Sęk w tym, żeby nie przywiązywać uwagi do takich banałów jak cyferki, a zwracać baczną uwagę na to, jak wiele dobrego w ciągu tych lat zrobiliśmy dla siebie i najbliższych.

O samej treści wiele pisać nie trzeba. Siedemdziesięcioletnia Zofia w zaciszu swojego domku snuje opowieść o swojej przeszłości i teraźniejszości, które mają wielki wpływ na wizje przyszłości. Wspomina trudne pod względem emocjonalnym dzieciństwo, wymagającą i oschła matkę, brak ojca, młodzieńcze zauroczenie, początki edukacji w Akademii Sztuk Pięknych, miłość dotworzenia obrazów, wizyty w domku ciotecznej babci. Wspomina początki małżeństwa, macierzyństwa...
Dzięki plastycznym opisom ta powieść pachnie, szumi, szemrze, szeleści. Autorka ma niebywały talent charakterystyki krajobrazu, dzięki czemu przyroda jest niejako jednym z głównych bohaterów Po dwóch stronach rzeki.

Ale w tej powieści sama treść nie ma kluczowego znaczenia jest nim bowiem przekaz, przesłanie i "kop energetyczno-motywacyjny" jakim nas raczy. Człowiek zastanawia się nad swoim życiem. Bo niezależnie od tego w jakim jesteś wieku zawsze jest czas na to, by być szczęśliwym i spełniać swoje marzenia. Jakie znaczenie ma ilość zmarszczek na Twej twarzy? Czy kobieta z przyprószonymi siwizną włosami nie ma prawa marzyc? Zawsze jest odpowiednia pora na to, aby być szczęśliwym.
Po dwóch stronach rzeki jest jedną z tych powieści, w której nie ma wartkiej akcji, wartkim strumieniem płyną z kolei nasze wspomnienia, przemyślenia i rozważania. Lektura zmusza do refleksji nad naszymi dotychczasowymi poczynaniami, decyzjami i planami. Niekiedy lepiej zaryzykować, niż kurczowo trzymać się utartych, schematycznych rozwiązań. Niekiedy warto zrobić pierwszy krok, bo tylko jeden dzieli nas od pełni szczęścia. I w końcu wiek nie jest przeszkodą w dokonywaniu, marzeniu i spełnianiu pragnień.
Niemal na każdej stronie powieści znajdziemy perełki słowne, których nie sposób czytać bez łagodnego uśmiechu i kiwnięcia głową w geście aprobaty i przytakiwania. Kwintesencja prawd życiowych na kilkunastu stronach książki.

Zalecam zaparzyć sobie kubek gorącej herbaty (albo tak jak Zofijka kakao), wskoczyć pod kocyk i oddać się w całości tej lekturze, o przepięknej okładce i takim samym wnętrzu. Udany wieczór gwarantowany. A kto wie, może treść skłoni nas do przetasowania hierarchii wartości w naszym życiu?



wtorek, 10 stycznia 2017

Rzeźbiarz śmierci. Chris Carter [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Rzeźbiarz śmierci
AUTOR: Chris Carter
WYDAWNICTWO: Sonia Draga
GATUNEK: Thriller
EGZEMPLARZ RECENZENCKI dzięki uprzejmości Wydawnictwa Sonia Draga

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Przedstawiam idealny zestaw na mroźne, zimowe dni, przyprawione szczyptą przeziębienia, tudzież podstępnie skradającej się grypy. Bo nic tak nie rozgrzewa i relaksuje jednocześnie, jak koc, gorąca herbata z miodem, termofor, najlepiej w liczbie mnogiej, i przede wszystkim lektura, która podniesie ciśnienie, pobudzi, sprawi, że krew będzie krążyła zdecydowanie szybciej i wprawi nas w stan wyłączenia na rzeczywistość. Rzeźbiarz śmierci zdecydowanie do takowych lektur należy, mimo iż jest to najsłabsza część z serii z Robertem Hunterem.
Obcowanie ze sztuką nabiera nowego znaczenia. W Los Angeles grasuje seryjny morderca, który opacznie rozumie podziwianie piękna rzeźb i ich tworzenie. Brutalny artysta przy pomocy drutu i superglue tworzy makabryczne twory. Ach, zapomniałabym o głównym składniku owych dzieł są ta ludzkie części ciała... Wcześniej z tego ciała odpiłowane, zdecydowanie nie w warunkach szpitalnych i zdecydowanie bez znieczulenia. Zabójca tworzy makabryczną rzeźbę z części ciała Dereka Nicholsona wieloletniego prokuratora. Niedługo po nim ofiarą sadystycznego psychopaty zostaje policjant. Sprawa nabiera coraz wyraźniejszego kształtu ewidentnie chodzi tutaj o zemstę. Hunter, Carlos oraz Alice asystentka prokuratora generalnego, próbują doszukać się w tworach rzeźbiarza ukrytych wskazówek, przekazu, przewidzieć jego kroki i uniemożliwić kontynuację krwawej wendety mordercy.
Kto czytał ten wie, że seria z Robertem Hunterem wciąga niesamowicie. Po przeczytaniu jednej części trudno powstrzymać się przed sięgnięciem po kolejną. Zaprawdę powiadam Wam dozujcie sobie książki autorstwa Cartera, bo są one bardzo dobre, pod warunkiem, że nie są czytane ciurkiem. Mankamenty powieści stają się wyraźniejsze, a czytelnik ubolewa nad kującymi w oczy powtórzeniami. Każdy autor ma swoje ulubione sformułowania, które notorycznie wciska w kolejne pisane przez siebie dzieła. W zagraniczny (nie tylko amerykańskich) tekstach aż roi się od spodni KHAKI, a Pan Stephen King je wręcz uwielbia;), typowym stwierdzeniem, które pojawia się w absolutnie każdym kryminale jest "wszystkie elementu układanki wskoczyły na swoje miejsce" - lub coś w deseń puzzli i ich skomplikowanej natury. U Cartera pojawia się dodatkowo niedostrzegana do tej pory dziwna maniera bohaterowie non stop powtarzają: "czegoś takiego jeszcze nie widziałem", "z tak brutalnym morderstwem spotkałem się pierwszy raz", "z takim zwyrodnialcem nie mieliśmy jeszcze do czynienia". I tak w każdej książce, co jest zaprzeczeniem samym w sobie. Ja wiem, ze Autor usilnie próbuje podkreślić jak bardzo chory jest sprawca i jak bardzo zwichrowaną ma psychikę, ale używanie non stop tych samych epitetów w końcu zaczyna być irytujące. Drugą kwestią jest streszczanie w każdej książce życia Huntera, jego dzieciństwa, oszałamiającej drogi edukacyjnej, problemów ze snem, tego jaką żyletą jest kapitan Blake i jak nie pozwala sobie w kaszę dmuchać, jak Carlos poznał Annę. Rozumiem zamysł autora dzięki temu zabiegowi przygodę z Hunterem można zacząć zarówno od Krucyfiksa, jak i od Rzeźbiarza śmierci właśnie. Z tym, że dla stałych czytelników Cartera te streszczenia mogą być nużące. I dla mnie takie właśnie są.
Po raz pierwszy geniusz Huntera został pokonany przez mój wnikliwy umysł =D znaczenia drugiej rzeźby domyśliłam się niemal od razu ot taka mała radość w rekompensacie za brak odgadnięcia kim jest zabójca.
W Rzeźbiarzu śmierci nie brak zła i zaślepienia żądzą zemsty. Obserwujemy eskalację brutalności z każdą stroną przybliżającą nas do finału. Jest rzeź, ból, sceny zdecydowanie nie dla wrażliwych osób. Na uwagę oraz wielkie uznanie zasługuje skrupulatna, dokładna i bardzo realistyczna charakterystyka poszczególnych "dzieł sztuki". Dzięki plastycznym opisom czytelnik jest w stanie wizualizować sobie całokształt rzeźby, której projekt powstał w chorej głowie zabójcy.
Wartka akcja, pojawiające się kolejne ofiary, śledztwo z wieloma zagadkami, zwrotami akcji, zadziwiającym finałem. A na dodatek pojawił się także ON! W końcu! długo wyczekiwany, wypatrywany i upragniony wątek miłosny. Niebanalny, niezbyt nachalny, bardzo subtelny. Ot kilka ukradkowych spojrzeń Alice i Roberta, kilka wypitych drinków i rozmów, niekoniecznie na temat śledztwa. Bardzo dobry pomysł i bardzo dobre jego rozwinięcie. Nie jest kiczowato i landrynkowo, ale intrygująco, bo tak naprawdę nie wiemy, czy cokolwiek się z tego rozwinie. Oby =)
"Zapomniałaś sprawdzić pod łóżkiem" to niepozorne zdanie z Nocnego prześladowcy, które w określonej konfiguracji może stać się źródłem wielkiego strachu. W Rzeźbiarzu śmierci solidną porcję długo otrzymujących się na naszym ciele ciarek wywołuje zdanie: "Dobrze, że nie włączyłaś światła"... Chris Carter po raz kolejny udowodnił, że jest bardzo dobrym autorem thrillerów, a jego wyobraźnia to studnia bez dna.

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik


piątek, 6 stycznia 2017

Pod podszewka magii. Zbigniew Chrząszcz [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Pod podszewką magii
AUTOR: Zbigniew Chrząszcz
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: Kryminał
EGZEMPLARZ RECENZENCKI dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Współczesnemu człowiekowi, niezależnie od stopnia wykształcenia, trudno jest uwierzyć w istnienie czegoś tak dziwnego jak magia.

Niespodziewane wybuchy agresji jakie od pewnego czasu nękają polskie miasta są w przedziwny sposób skorelowane z występami tajemniczego, intrygującego, młodego iluzjonisty o pseudonimie artystycznym Rubik. Początkowo niezauważalny związek jego magicznych atrakcji z pojawiającymi się morderstwami zaczyna być coraz bardziej logiczny i wyraźny. Ale w jaki, racjonalny sposób można wyjaśnić to, że magiczne sztuczki zamieniają przykładną, poukładaną i skromną panią domu w brutalną morderczynię swoich dzieci? Kto potrafi wyjaśnić związek miedzy Rubikiem a nastolatkiem, który ze spokojnego i grzecznego ucznia przechodzi metamorfozę w mrocznego, niebezpiecznego i zamkniętego w sobie socjopaty?
Tajemniczą sprawą interesuje się profesor Koch. Dysponuje on nietypową umiejętnością: odbiera sygnały nierejestrowane przez innych ludzi, odczuwa aurę zła, niedostrzegalne, ale wyczuwalne niebezpieczeństwo. Posiadał

dar odbioru niektórych sygnałów śmierci, bólu czy śladów dusz zdeprawowanych zwyrodnialców. Miały one [umiejętności] jednak duże znaczenie w walce dobra ze złem. Jawiły się jako szczególne stygmaty raniły go od wewnątrz, ale skutkowały osobliwymi metodami kryminalistycznymi.

Profesor fizyki wraz z grupą swoich przyjaciół postanawia rozwiązać sprawę tajemniczego zabójstwa księdza Wiktora i odnaleźć źródło zła, które przybiera coraz większe rozmiary, rozprzestrzeniając się tajemniczym kanałem, przenika do świadomości niewinnych, zwyczajnych ludzi robiąc z nich zwyrodnialców.
Czy mają do czynienia z wyrachowanymi poczynaniami służb policyjnych, politycznymi rozgrywkami, porachunkami na wyższych szczeblach władzy, czy raczej z sektą, która dysponując oryginalnymi środkami próbuje unieszkodliwić niewygodne osoby oraz wszczepić w społeczeństwo bakcyla zła.
W toku śledztwa profesor Koch, jego kuzynka Maria, Marek Bielski, jego żona Anna, Gosia, Marcin, Justyna oraz Jarek utwierdzają się w przekonaniu, że iluzjonista Rubik, czarna magia i opętania sumują się tworząc wspólny mianownik element wyjściowy dla szerzącego się zła.
Zadaniem profesora i jego pomocników będzie odnalezienie po pierwsze: niezwykłego terapeuty, który podczas jednej, dziwnej sesji sprawił, ze nieśmiały, prześladowany przez rówieśników chłopak przemienił się w pewnego siebie młodzieńca ze zdolnościami iluzjonistycznymi; po drugie: sposobu, jakim zło wdziera się w każdą dziedzinę naszego życia

Mam problem z obiektywną oceną tego kryminału/thrillera, który, moim zdaniem, kryminałem/thrillerem nie jest. Bardzo widoczny jest bowiem brak podstawowych, fundamentalnych elementów koniecznych dla stworzenia intrygującej zagadki kryminalnej. Na każde pytanie dostajemy natychmiastową odpowiedź, każda zagadka zostaje od razu rozwiązana, nie pozwalając czytelnikowi myśleć ani samemu snuć teorii o finale. Zabójcę, źródło zła, poznajemy od razu. Bohaterowie są jednowymiarowi, mało charyzmatyczni. W tej powieści brakuje elementu zaskoczenia, zarówno w wątku kryminalnym, jak i obyczajowym. Ten ostatni do najbardziej porywający nie należy. Ciąża, nieszczęśliwa miłość, opętanie, wypadek, kłótnia, nie ma żadnego porywającego elementu, który wywołałby cień zaciekawienia.
Odniosłam dziwne wrażenie, że książka albo jest pisana przez nastolatka (a nie jest) albo docelowym odbiorca miał być nie grzeszący bystrością nastolatek (w co wątpię).
Pomysł na fabułę, w której głównym elementem jest magia i niebezpieczeństwo jakie ze sobą niesie jest bardzo dobry, ale spłaszczony i niewykorzystany.
Największym atutem Pod podszewką magii jest język, bo swoboda z jaką Autor kreśli swoją wizję powieści jest imponująca. Szkoda, że nie pozostawia czytelnikowi pola do popisu i impulsu do uruchomienia podczas czytania zwojów mózgowych.
Ciekawym zagadnieniem jest także Uniwersum teoria profesora Kocha wyjaśniająca "mechanikę" wszechświata opierającą się zarówno na nauce jak i sferze religijnej, w której istnieje niebo, czyściec i piekło. Manipulowanie materialną rzeczywistością jest procesem fizycznym zgodnym z zasadą: energia nie bierze się "z niczego" i może być tragiczne w skutkach.
Autor w Pod podszewka magii podjął się ważnego tematu, jakim jest magia, niebezpieczeństwo jakie niesie ze sobą jej bagatelizowanie i niedocenianie.

Mam nadzieje ze nikt z was nie ma już wątpliwości, dlaczego Kościół katolicki tak zdecydowanie potępia czary magię, zabobony, wiarę w amulety, a nawet zwykłe przesady. One wszystkie, tylko w rożnym stopniu, uruchamiają procesy kończące się zawsze ingerencją istot demonicznych.

środa, 4 stycznia 2017

Pozytywka. Agnieszka Lis [Izabelka]

TYTUŁ:  Pozytywka
AUTOR: Agnieszka Lis 
WYDAWNICTWO: Czwarta Strona
GATUNEK: Literatura obyczajowa

Zdjęcie autorskie Izabelka


Znacie takie określenia jak "babskie czytadło" albo "książka dla prawdziwych mężczyzn"? Bardzo ich nie lubię. Generalnie nie lubię generalizowania. Bo ta książka nie jest ani czytadłem ani tym bardziej babskim. 

Bardzo trudno mi napisać cokolwiek o tej słodko-gorzkiej powieści bez zdradzania istotnych wątków fabuły. Bo ta historia Życiem się toczy. Takim przez duże "Ż".

W trakcie czytania przewijało się przez moją głowę takie powiedzenie: "Gdy życie daje ci cytryny, zrób z nich lemoniadę". Dlaczego? Monika, główna bohaterka, dostaje od losu cały koszyk cytryn: małżeństwo nie do końca wymarzone, takie macierzyństwo, którego nikt nie chciałby przeżyć, rodzinę, która nie do końca rozumie, poczucie osamotnienia, niełatwe wybory i ciężar ich konsekwencji. I robi z tych swoich cytryn lemoniadę. Może dla niektórych za kwaśną, może dla niektórych za słodką. Ale to jest lemoniada. Taką lubi i taką zrobiła.

Wiem. Będę się powtarzać. Każdą historię można opowiedzieć na bardzo wiele sposobów. Ale Pani Lis wybrała taki, jaki lubię. Musiałam przystawać czasami w trakcie czytania i zadawać sobie pytanie: a co ja bym zrobiła na miejscu głównej bohaterki? Czy umiałabym podnieść się po tragedii? Czy umiałabym zostawić przeszłość za sobą i ruszyć z werwą w przyszłość? I mnóstwo innych pytań... Takie książki to lubię! 

Choć język jakim opowiedziana jest ta historia może wydawać się prosty i taki... codzienny, to mnie, w wypadku tej książki akurat się podobało. Czytałam szybko i zainteresowaniem. Choć, jak pisałam wyżej, musiałam robić "przystanki".

Historia życia głównej bohaterki to suma historii jakie każdy z nas spotyka na co dzień. Dojrzewanie do życia, snucie marzeń o lepszym jutrze, szukanie siły jaką musimy znaleźć w sobie do walki o siebie, o ambicjach, które mogą być dobre ale i... niekoniecznie.
Zakończenie mnie zaskoczyło. Może dla niektórych przewidywalne i za słodkie, to ja się nie takiego spodziewałam. 
Ale... ja zawsze mam jakieś ale. Dobra! Czepiam się! Ale na mój odbiór książki ma wpływ wiele czynników. Okładka też. Mnie się ta nie spodobała. Wprowadza potencjalnego czytelnika w błąd. Moim zdaniem sugeruje lekką powieść, a ta taka nie jest. 
Polecam sprawdzić czy mam rację.


Zdjęcie autorskie Izabelka