TYTUŁ: Zimne ognie
AUTOR: Simon Beckett
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
GATUNEK: Thriller
Nie jestem usatysfakcjonowana, tym bardziej, że miałam niezbyt wygórowane oczekiwania w stosunku do tej książki. Tu nawet nie chodzi o brak Huntera. Tu chodzi o brak Becketta. Pomysł byłby dobry, gdyby finalnie powstało opowiadanie – nie powieść. Autor nieudolnie próbował odkształcić nieplastyczny i mało rozciągliwy materiał.
Główną bohaterką jest Kate – młoda kobieta sukcesu. Atrakcyjna, inteligentna, szczupła, mająca własną, dobrze prosperującą firmę Public Relation. Kate zakończyła niedawno toksyczny związek z Paulem i od pewnego czasu coraz bardziej doskwiera jej samotność. O ile na arenie zawodowej osiąga sukcesy, o tyle w sferze osobistej coraz wyraźniej odczuwa dojmującą samotność. Opacznie rozumie radę przyjaciółki Lucy, która sugeruje jej, aby pomyślała o założeniu rodziny. Kate decyduje się bowiem na sztuczne zapłodnienie, ale z pewna modyfikacją. Nie godzi się na fakt anonimowego dawcy nasienia – sama postanawia znaleźć odpowiedniego partnera. Dopiero wówczas poddaje się zabiegowi. Sprawa, delikatnie pisząc, wymyka się spod kontroli, ponieważ Alex – dawca, okazuje się sympatycznym, przystojnym psychologiem. Początkowy "biznes" przemienia się w nić sympatii, a ostatecznie kończy płomiennym romansem...
Jednak finału tej historii nie da się przewidzieć.
Beckett przyzwyczaił czytelnika do nieco innej formy budowania napięcia. Stosował bardziej wyrafinowane sposoby zaskoczenia nagłym zwrotem akcji. W Zimnych ogniach brakuje napięcia, dreszczyku emocji i niepokoju. Odniosłam wrażenie, że jedyną formą "podkręcenia atmosfery" jest pojawienie się trupa albo pobicie któregoś z bohaterów. Brak tempa akcji to jeden z ważniejszych mankamentów tej pozycji.
Policja była niewiarygodnie nieudolna i nieskuteczna,
pojawiała się tylko w celu poinformowania, że sprawca jeszcze nie został
złapany. Dialogi Kate z komisarzem były jałowe, absolutnie nic nie wnosiły
do akcji, a tym samym całkowicie zbędne dla fabuły.
A totalnym
rozczarowaniem było dla mnie zakończenie. Melodramatyczne, prawie ckliwe
i niewiarygodne. I tu znowu ukłon w stronę nieskazitelnej inteligencji
detektywów i policji.
Autor w rekompensacie za brak wartkiej akcji zafundował czytelnikowi wnikliwe studium psychologiczne poszczególnych postaci. Mamy zagubioną Kate, brutalnego Paula i tajemniczego Alexa. Obserwujemy dysonans miedzy dwiema przyjaciółkami: Lucy, która odkrywa blaski i cienie bycia "kurą domową" a niezależną, samowystarczalną, ale samotną Kate. Na uwagę zasługuje powolne ale sukcesywne odkrywanie kart w relacji Kate & Alex, a rewelacje na temat przeszłości Alexa można potraktować jako nagrodę pocieszenia za brak tego, co u Becketta najlepsze.
Zimne ognie poruszają bardzo ważną kwestię – korzystanie ze sztucznego zapłodnienia, tożsamości dawcy nasienia, potęgi i zasięgu portali społecznościowych w upublicznianiu danych informacji.
Jednak tych kilka plusów nie zmienia mojego zdania – Zimne ognie to najsłabsza przeczytane przeze mnie do tej pory książka autorstwa Simona Becketta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz