poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Wyspa na ulicy Ptasiej. Biegnij chłopcze, biegnij. Uri Orlev [Izabelka]

TYTUŁWyspa na ulicy Ptasiej, Biegnij chłopcze, biegnij
AUTOR: Uri Orlev
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia, Wydawnictwo W.A.B

Zdjęcie autorskie Izabelka

Wyspa na ulicy Ptasiej

Po tę książkę sięgnęłam w oczekiwaniu na paczkę z inną pozycją tego autora, a mianowicie Biegnij chłopcze, biegnij, o której naczytałam się samych pozytywnych opinii.
Lektura cieniutka, bo zaledwie 140 stron, co wcale nie oddaje jej ciężaru emocjonalnego.
Bo połączenia osieroconego dziecka i tematyki drugiej wojny światowej to dla mnie uczuciowy armagedon.
Książkę czyta się ze ściśniętym gardłem, a szczególnie gdy w pokoju obok siedzi rówieśnik jedenastoletniego Alka.
Samą treść można streścić w kliku zdaniach. Alek wraz z rodzicami mieszka w getcie warszawskim w czasie drugiej wojny światowej. Gdy Niemcy zaczynają likwidację dzielnicy i wywózkę mieszańców, Alek ukrywa się w częściowo zburzonym domu. I tam żyje SAM przez kilka miesięcy. A ma tylko 11 lat. Musi zadbać o siebie. Żyć w ciągłym strachu o własne życie. I trzymać się nadziei, że spotka się z ojcem, kiedy będzie już "po wszystkim".
Jestem pełna podziwu dla tego małego bohatera: jego pomysłowość, odwaga, hart ducha, codzienna zaradność naprawdę robią wrażenie. I budzą podziw. Zdarzają się chłopcu chwile słabości i płacze w poduszkę, ale zaraz potem ociera łzy i zwierza się swojej przyjaciółce Śnieżce. Tak, ma towarzyszkę niedoli, białą myszkę o imieniu Śnieżka. Opowiada jej o wszystkim, karmi i zabiera wszędzie ze sobą.
Jestem zauroczona tą książką. Mimo ciężkiej tematyki, czyta się z zapartym tchem i łezką w oku.
Jest to optymistyczna lektura. Nie ma w niej narzekania, biadolenia i myśli podszytych nienawiścią. Alek ma kilka chwil zwątpienia, w wielu momentach się waha i nie wie co zrobić, ale rzeczywistość każe mu szybko dorosnąć. W moim odczuciu udaje mu się świetnie.
Polecam.


Biegnij chłopcze, biegnij

W tej książce bohaterem też jest dziecko. Żydowski, ośmioletni chłopiec o imieniu Srulik. I podobnie jak Alek mieszka w getcie warszawskim i musi radzić sobie bez rodziców. Z tą różnicą, że pewnego dnia Srulik ucieka z getta. Błąka się po lasach żyjąc półdziko, albo wędruje od wsi do wsi w poszukiwaniu zajęcia. I powtarzając sobie słowa ojca, że musi przeżyć, nikomu nie ufać i nie przyznawać się do tego, że jest Żydem.
Historia opowiedziana ciekawie, prostym językiem, bez zbędnych ozdobników.
Świetnie ukazane różne postawy wobec żydowskich dzieci: jest i dobry niemiecki żołnierz, i polski chłop ukrywający Żyda, i dobry żołnierz Sasza. Podział na dobrych i złych ludzi bez względu na narodowość i wyznanie...
Ze Srulikiem podobnie jest jak z Alkiem: obaj chłopcy są zaradni, pomysłowi, odważni i życie każe im szybko dorosnąć.  
I gdy teraz spojrzę z boku na te niektóre współczesne mamusie zakochane w swoich synkach do tego stopnia, że nie pozwalają im się usamodzielniać i dorastać, to ogarnia mnie zdziwienie i przerażenie. Czy obecni kilkulatkowie umieliby przeżyć w tak ekstremalnych warunkach jak wojna? Mam tylko nadzieję, że nigdy się o tym nie przekonam...
PS. Po lekturze tej książki sięgnęłam po ekranizację w reżyserii Pepe Danquarta, która miała premierę w Polsce 10 stycznia 2014 roku. Na uwagę zasługuje gra braci Andrzeja i Kamila Tkaczów w roli Srulika. Film godny uwagi.
Polecam.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz