poniedziałek, 27 czerwca 2016

Bazar złych snów. Stephen King [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Bazar złych snów
AUTOR: Stephen King
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
GATUNEK: Horror/Thriller
Zdjęcie autorskie Rudaczyta


Podobno King jest królem horroru. Podobno. Bo dla mnie King jest wnikliwym obserwatorem zwykłych codziennych sytuacji, z których to wydobywa kwintesencję i podaje w postaci doskonałych powieści (albo opowiadań) obyczajowych, nierzadko (i tu się zgodzę), z wątkami grozy, horroru, thrillera czy kryminału.

Jak sam King twierdzi – opowiadania to bardzo wymagająca forma dla pisarza. Nie ma mowy o zbaczaniu z tematu, bajdurzeniu (co akurat King ma w zwyczaju nader często) i niedociągnięciach, które w powieściach giną – wtapiają się w natłok słów, a w opowiadaniach są gołe jak facet na plaży nudystów. W Bazarze złych snów warto zwrócić uwagę na dygresje autora, jakimi okraszone są poszczególne opowiadania. Bardzo udana forma wstępu, etymologii powstania danego opowiadania tudzież swojego rodzaju dialog z czytelnikiem – jak kto woli.

Każde z zawartych w Bazarze złych snów opowiadań skłania do refleksji, wyciszenia w codziennym zgiełku i znalezienia odpowiedzi na postawione przez nas samych pytania. Pokuszę się o kilka słów komentarza w stosunku do większości opowiadań z Bazaru złych snów. I tak po kolei, cegiełka po cegiełce, postawimy panu Kingowi monument – w przypadku tego zbioru opowiadań będzie to monument "bardzo pochwalny".

130 kilometr jest ukłonem w stronę stwierdzenia "King – król horroru", bo mamy tu strach, lejącą się krew i nadprzyrodzone zjawiska. Co prawda temat nawiedzonego samochodu został już do cna wyczerpany w genialnej (jak dla mnie) Christine, jednak potwór drzemiący w aucie to tak naprawdę drugorzędna kwestia. Na pierwszy plan wysuwa się bowiem bezinteresowna pomoc – reakcja na krzywdę dziejącą się tuż pod naszym nosem. I udowadnia, że człowiek jest z natury dobry i wrażliwy. Szkoda tylko, ze morał taki mało
optymistyczny: "nie warto pomagać"... Dziesięcioletni staż małżeński możne nie jest niczym imponującym (chociaż w dzisiejszych czasach...), ale warto pamiętać o marazmie, nudzie,

nadprogramowych kilogramach u niej, narastającej irytacji i wciąż obniżającym się progu zdenerwowania u niego. Ta opowieść – Premium Harmony – jest taka zwyczajna, taka realna i prawdziwa, że powinna być czytana na kursach przedmałżeńskich.

Batman i Robin wdają się w scysję to kwintesencja dobrego smaku. Jak zrobić coś z niczego? Jak napisać genialne opowiadanie o stłuczce samochodowej? Nie wiem, ale King to zrobił i to w pięknym stylu. A w tle smutek przemijania, miłość syna do ojca i choroba Alzheimera.

Po lekturze Wrednego dzieciaka należy wnikliwie przyjrzeć się dzieciom z okolicy. Bo a nuż w naszym kilkuletnim sąsiedzie tkwi wredny bachor? Opowiadanie pomysłowe i surrealistyczne (dziecko nie dorasta). Ostatnia spowiedź człowieka skazanego za brutalne zabójstwo dziecka. Jednak w tej opowieści nic nie jest białe i czarne. Dziecko nie jest synonimem dobra, niewinności i wrażliwości, a zabójca nie jest potworem wyzutym z moralności.

Śmierć – urocza opowieść z genialnym (co u Kinga rzadko się zdarza) zakończeniem. Mężczyzna zostaje oskarżony o makabryczna zbrodnię popełniona na małej dziewczynce. I chociaż dowodów brak, społeczeństwo winnego znalazło i bez zwłoki spieszy z budową szubienicy. Winny? Niewinny? Morderca? Ofiara?

Kościół z kości i Tommy – zgadzam się z Kingiem – on nie umie pisać poezji, dlatego te dwa poematy pozostawię bez komentarza.

Większość z nas zapewne nie raz zastanawiała się, co się dzieje po śmierci. Niebo (opcjonalnie czyściec lub piekło), nowe wcielenie, zupełna nicość – wszytko się kończy? Zasada Wu Wei mówi, aby nie marnować energii na myślenie i zamartwianie się rzeczami, na które nie mamy wpływu. To będzie zmarnotrawiona energia, bo i tak niczego nie zmienimy. Ok, ale gdybyśmy jednak mieli wybór? I to nie byle jaki – albo totalne unicestwienie, przejście w niebyt, po prostu koniec, albo rozpocząć swoje życie raz jeszcze, w taki sam sposób, popełniając te same błędy, cierpiąc tak samo, kochając tak samo...? Życie po
życiu – bardzo dobre opowiadanie, zmuszające do chwilowej pauzy i zastanowienia się nad własną egzystencją.

Herman Wouk jeszcze żyje to bardzo smutne opowiadanie. Wyczytałam swego czasu w "internetach", że gdyby na Ziemi nie było mężczyzn, świat byłby pełen szczęśliwych i grubych kobiet. Śmiem wątpić. Dwie tłustawe, samotne i smutne kobiety, gromadka ich dzieci i brak nadziei na przyszłość. Dołujące zakończenie.

W przypadku opowiadania Kiepskie samopoczucie King się nie pomylił – czytający jest o krok przed narratorem. Najbardziej przerażający jest fakt, że ta historia zapewne nie raz, nie dwa miała miejsce w rzeczywistości, bo mechanizm obronny zwany w psychologii wyparciem jest jednym z głównym sposobów radzenia sobie ze stresem. Chociaż niemal od samego początku wiemy, jak Kiepskie samopoczucie się zakończy, i tak wzdragamy się, czytając ostatnia stronę. Może za sprawą psa Lady, której wątek wprowadza element horroru (albo dramatu)?

Cierpieliście kiedyś? Głupie pytanie. Złamana noga, plombowany ząb, od biedy bóle menstruacyjne i piłka nożna uderzająca z impetem w męskie krocze (podobno
boli, nie wiem ;)). Ale istnieją takie rodzaje bólu, które nie mieszczą się w (bodaj 10-stopniowej?) skali, które paraliżują, obezwładniają i uniemożliwiają życie. Które powodują, że masz w nosie, co myślą inni i krzyczysz ile sił w płucach, aż szyby szpitalnej klitki trzęsą się od nadmiaru decybeli: "Ratujcie mnie! Pomocy! Chcę żyć!". Czujesz ból mimo kolejnej dawki morfiny (czy innej pochodnej, jaką mają akurat w arsenale leków
szpitalnych), boisz się oddychać, bo ten minimalny ruch klatki piersiowej rozrywa twoje ciało na strzępy, od wewnątrz. I w konfrontacji z tym BÓLEM (wielkimi literami) – wypalone zawodowo pielęgniarki salowe, które tobą gardzą, bo widzą takich cierpiących ludzi codziennie, od wielu lat, i zapewne skrycie podejrzewają cię o to, że symulujesz. I to jest chore – brak empatii w takich miejscach, w których współczucie i chęć pomocy w cierpieniu winna być kwestią priorytetową. Dlatego opowiadanie Zielony bożek cierpienia poruszyło mną dogłębnie, bo w realistyczny sposób przedstawiło podejście personelu medycznego, który, w momencie wypalenia zawodowego, powinien być wymieniany. I o tym m.in. jest to opowiadanie, które ma element fantastyczny. Zielony element fantastyczny.

Nasze życie pędzi. Nie mamy szans na przystanek, na chwilę refleksji. Na reakcję... na pomoc... Pewnego dnia byłam świadkiem kradzieży. Wybierałam w drogerii perfumy, kiedy to
kątem oka zarejestrowałam błyskawiczny manewr (prawdopodobnie wyćwiczony – lata
praktyk) – wyciągniecie dłoni, chwyt wody toaletowej (nie wiem czy wcześniej upatrzonej, czy przypadkowej, w każdym razie na pewno drogiej), rzut owej do torby i sprint do wyjścia. Cała ta akcja trwała ok 3-4 sekundy. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, a co dopiero mówić o złapaniu złodzieja lub w ogóle podjęciu jakiegokolwiek działania. Byłam wstrząśnięta... Mój brak reakcji nie spowodował, że ktoś cierpiał, ale i tak czułam się dziwnie. Mogłam pójść do kasy, zgłosić ten fakt, ale nawet nie widziałam, jak ten chłopak wyglądał, w co był ubrany, jedyny szczegół to ciemna torebka, w której wylądował kradziony przedmiot. Co by dało moje zgłoszenie? Prócz tego, że prawdopodobnie by mnie zatrzymano, może przesłuchiwano i wycięto z życiorysu sporo cennego czasu. A mnie się spieszyło... A gdyby tak w grę wchodziła krzywda drugiej osoby? Czy poruszylibyśmy niebo i
ziemię żeby jej pomóc przy założeniu, że my jesteśmy bezpieczni? Czy raczej wyjęlibyśmy telefon i pstryknęli fotkę z myślą o dużej ilości lajków? Ten autobus to inny świat jest niepozornym opowiadankiem z bombowym ładunkiem emocjonalnym. Świetne!

Opowiadanie Pijackie fajerwerki może nie jest wybitnie dobre, ale skłania do refleksji i wyciągnięcia ciekawych wniosków. I jak ulał pasuje do "fejsbukowej" teraźniejszości, gdzie "zwichrowane mamuśki" udostępniają zdjęcia swoich pociech począwszy od życia
prenatalnego (zdjęcia USG to już norma...), poprzez zdjęcia tuż po urodzeniu
(lub w trakcie). A potem to już sama słodycz – upaprana pierwszą kaszką/marchewką/buraczkiem/czekoladą buźka pociechy, pierwsza kupa/kąpiel/wizyta na basenie/u fryzjera/na koniku itd. Duma nie jest niczym złym, nawet sama chęć pochwalenia się jest urocza, ale fotograficzny pamiętnik, kompromitujące foty, byleby pokazać znajomym (i
nieznajomym) jakiego to ja mam cudownego dzieciaczka – to już anormalne. I przykład "zwichrowanych mamusiek" to tylko kropla w morzu: cudowny ślub (150 zdjęć z samej przysięgi), wspaniałe wakacje (200 zdjęć w folderze, większość to same widoki), nowe auto, nowe paznokcie... To opowiadanie jest o ludziach, którzy muszą być lepsi, jeszcze lepsi, najlepsi. Chora rywalizacja i choroba "wybujałego ego".

Prawdziwą wisienką na torcie – nie kandyzowaną, ale taką jędrną, prawdziwą – jest ostatnie opowiadanie Letni grom. Traktuje ono o totalnej zagładzie świata spowodowanej wybuchem nuklearnym. A w tym wymarłym świecie pies, dwie osoby oraz pierwsze oznaki choroby popromiennej. Siła przyjaźni i, mimo braku szczęśliwego zakończenia, opowiadanie niesie ze sobą piękny przekaz – zawsze jest czas, aby spełnić swoje marzenia.

Bazar złych snów oceniam jako bardzo dobry zbiór opowiadań, w którym, jak to na bazarze bywa, każdy znajdzie coś dla siebie.

1 komentarz: