czwartek, 30 czerwca 2016

Śleboda. Małgorzata i Michał Kuźmińscy

TYTUŁ: Śleboda
AUTOR: Małgorzata i Michał Kuźmińscy
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Dolnośląskie


zdjęcie autorskie: Izabelka

Bardzo dobry, polski kryminał napisany przez małżeństwo. Mnie się bardzo podobał i Was też spróbuję nakłonić do sięgnięcia po tę książkę.

Ale najpierw napiszę komu NIE proponuję sięgać po tę pozycję:
- po pierwsze, jeśli nie lubisz kryminałów - zrezygnuj z lektury,
- po drugie, jeśli nie byłeś w Tatarach i nie czujesz miejscowego klimatu - nie sięgaj,
- po trzecie, jeśli do szału doprowadza się góralska gwara - nie zbliżaj się do książki,
- po czwarte, jeśli nie lubisz przekleństw i scen szybkiego seksu - odejdź,
bo ta książka nie jest dla Ciebie. I dalej nie musisz już czytać.

Dla mnie świetny kryminał bo:
1. Zagadka jest poplątana a zakończenie nieoczywiste - autorzy wielokrotnie wprowadzają czytelnika "w maliny".
2. Świetnie zbudowane napięcie - ja nie mogłam się oderwać, bo akcja to zwalniała, to nabierała tempa, co chwila czymś zaskakując.
3. Autorzy maja fantastyczne pióro. Niektóre zdania są jak wisienka na torcie, np.:
"Jędrkowi pytania zakłębiły się w głowie jak ryby w saku. Ale wszystkie się rozpierzchły, gdy spróbował po którąś sięgnąć. Też jak ryby, zresztą".
4.Nienachalne epatowanie flakami, krwią i ogólną obrzydliwością, ALE odbiór takich zdań jak te: "Że tam jest krew na ścianach, na podłodze, na meblach, nawet, ku#wa, na firankach?! A na środku oni, mięso, krew i flaki?" zależy od wrażliwości czytelnika.
5. Jest też świetnie pokazane tło obyczajowe i zbiorowy bohater czyli  Tatry, górale i góralska muzyka... hej!
 
A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o fabule, to proszę:

Anna Serafin wyjeżdża w Tatry, aby odpocząć od dusznej atmosfery jaka panuje na uczelni, gdzie pracuje jak doktorantka. I już pierwszego dnia znajduje zwłoki w lesie... porąbane siekierą ciało mężczyzny. Jak się okazuje w trakcie śledztwa, ofiarą brutalnego morderstwa jest miejscowy staruszek, Jan Śleboda. W trakcie przeszukania miejsca zbrodni śledczy znajdują spinkę w kształcie swastyki. Kiedy zaczynają wypytywać miejscową ludność o przeszłość Ślebody cała wieś milczy jak grób. Rozwiązanie zagadki, jak się okazuje w trakcie śledztwa, ma swój początek w przeszłości. Ale to nie koniec "ścielenia się trupów". W kilka dni później zostają zamordowane kolejne trzy osoby i znów pojawia się swastyka... wymalowana krwią ofiar na ścianie. Czy Anka wraz z dziennikarzem śledczym, Sebastianem Strzygoniem i miejscowym policjantem Jędrkiem Chowańcem zdołają rozwikłać zagadkę? Co łączy obie zbrodnie? Czy chodzi o przeszłość czy przyszłość?
Nie powiem nic więcej... bo nie chcę Wam psuć frajdy z czytania.
Może nie rewelacja, ale naprawdę bardzo dobry, polski kryminał. Z wielką chęcią sięgnę po kolejne książki tego małżeństwa.

I na koniec jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. W książce poruszony jest temat Goralenvolku. Jestem zaskoczona i czytałam z wielkim zaciekawieniem, bo mnie się wydawało, że po tylu latach czytania o II wojnie światowej nic nie jest mnie już w stanie zaskoczyć. A tu proszę!
I na zakończenie przytoczę wyjaśniający fragment:

"W czasie wojny na Podhalu miał miejsce jedyny w Polsce przypadek zorganizowanej kolaboracji z okupantem, tzw. Goralenvolk (naród góralski).(...) Górali uznano za odrębny naród pochodzący od Gotów (plemię germańskie), który nie ma nic wspólnego z Polakami. Wydawano dla nich osobne kenkarty. Niemcy próbowali też zorganizować... góralski legion SS".

Mówcie co chcecie, ale mnie w szkole o tym nie uczono...

Moja ocena 9/10. Polecam

Ps.: Anka przez całą książkę sączyła wino i wcinała "skrzypiące" oscypki aż mi narobiła ochoty... 

Za drzwiami pałacu. Cay Garcia



TYTUŁ: Za drzwiami pałacu
AUTOR: Cay Garcia
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
EGZEMPLARZ RECENZENCKI 


zdjęcie autorskie Izabelka

To była wspaniała i szokująca jednocześnie podróż do kraju, do którego nigdy się nie wybiorę - do Arabii Saudyjskiej. I nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że nie lubię być traktowana jak rzecz...
Autorka tej książki to absolwentka elitarnej szkoły dla kamerdynerów, która pracowała w Rijadzie u saudyjskiej księżniczki Arabelli (i czy tylko mi to imię kojarzy się z czechosłowacką księżniczką?).
W powszechnym wyobrażeniu Arabia Saudyjska to kraj bogatych szejków, którzy mieszkają w luksusowych i ekstrawaganckich pałacach i zbijają niesłychane fortuny na ropie. I w takim pałacu mieszka Arabella, otoczona przez cała armię służących spełniających każdą jej zachciankę. Otoczona setkami ubrań, biżuterii, mnóstwem pysznego jedzenia przywiezionego prosto z dowolnego miejsca na świecie. Przepych, blichtr i nuda - to codzienność księżniczki. No i znęcanie się, psychiczne i fizyczne, nad personelem, wizyty u lekarza po leki antydepresyjne, całonocne spotkania towarzyskie, "buszowanie" w internecie, kapryszenie i awantury o pierdoły.
Autorka świetnie pokazała absurdy życia codziennego mieszkańców Arabii. Jednak ze względów bezpieczeństwa napisała tę książkę pod pseudonimem. Bo w końcu opisała świat za murami pałaców, do którego przeciętny śmiertelnik nie ma wstępu. I wcale nie cukrowała... Obok tych pałaców funkcjonuje "normalne" życie: bezrobocie, brud, bieda bez dostępu do wody czy kanalizacji...
Czytałam niczym baśń, a to ku#wa samo życie w odległym zakątku świata...
Polecam. :)








środa, 29 czerwca 2016

Zginę bez ciebie. Robert Ostaszewski [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Zginę bez ciebie
AUTOR: Robert Ostaszewski
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Muza
GATUNEK: Kryminał
EGZEMPLARZ RECENZENCKI

Zdjęcie autorskie Rudaczyta


Kolejny doskonały, polski kryminał osadzony w realiach małomiasteczkowej społeczności. Chociaż Ciechanów nie taki mały, ale mentalność ludzka niezmienna. Wciąż pielęgnowany i doglądany "tumiwisizm", zamiatanie pod dywan spraw niewygodnych, sąsiedzka inwigilacja.
Główny bohater - Konrad Rowicki - cierpi na permanentny brak zainteresowania własną egzystencją. Znokautowany przez życie, solidnie obity przez los i na dokładkę poprawiony uderzeniem w splot słoneczny przez depresję. Czterdziestolatek bez rodziny, bez przyjaciół, bez znajomych, który marzy tylko o tym, aby dobić do emerytury i mieć święty, albo chociaż względny, spokój. Pojedyncze epizody spółkowania cielesnego z kobietami, niepodsycane żadnym innym uczuciem niż znudzenie i obojętność.
Z marazmu, zdającego się trwać od zbyt długa, wyrywa go zagadkowa sprawa samobójstwa Jowity Dudek - córki wiceprezydenta miasta. Naciski z góry, namowy ojca Jowity, szanownego wiceprezydenta oraz brak wsparcia kolegów z policji doprowadzają do szybkiego zamknięcia sprawy, jako zwyczajne, jeśli można użyć takiego określenia, samobójstwo.
Jednak podkomisarz Rowicki podświadomie zaczyna się angażować w tego niejasnego jak dla niego, "samobója" nastolatki. Pojawiają się kolejne sygnały świadczące o tym, że sprawa jest bardziej skomplikowana, niż chciałby tego i ojciec Jowity i ciechanowska policja z wyłączeniem Rowickiego. Fakt ten potwierdzają inne samobójstwa, jakie miały miejsce w niedalekiej przeszłości. Kiedy"psi nos" Rowickiego zaczyna węszyć zbyt dokładnie, Głównodowodzący kategorycznie, pod groźbą zwolnienia i nabrudzeniem w świadectwie pracy, bez listu polecającego, zabrania podkomisarzowi Wiktorowi gmerania i rozbabrywania zamkniętej sprawy.

Książka jest roztworem nasyconym jeśli chodzi o doskonałą kreację bohaterów i przesyconym, jeśli wziąć na warsztat język, styl, humor i umiejętność budowania napięcia. Wszystko w Zginę bez ciebie jest dopracowane. Czytając komiczne dialogi i jeszcze bardziej zabawną charakterystykę poszczególnych postaci i sytuacji, w jakiej się znajdują, odnosi się wrażenie, że autor każde zdanie wnikliwie opracował i wtłoczył w nie maksymalną dawkę humoru. Często czarnego. Nie da się cytować, bo musiałabym cytować cała książkę ;)
Wielkim atutem Zginę bez ciebie jest wątek miłosny i ściśle z nim skorelowany wątek depresji. Obydwa najczęściej, celowo lub nieświadomie, w kryminałach pomijane. Miłosny - zbyt ckliwy. Depresja - zbyt trudny. Autor w przejrzysty sposób łączy teraźniejszość głównego bohatera ze skomplikowanymi i ciężkimi wydarzeniami z przeszłości.

Czas akcji jest ściśle określony - 7-16 czerwca 2012 roku. O jak cudownie czyta się o Euro 2012 i lichym występie naszej polskiej reprezentacji mając na uwadze wydarzenia sprzed kilku dni;)

Pan Mariusz Czubaj wypowiada się na temat książki: "Wciągająca intryga, stylowy policjant, skandal obyczajowy i brudna polityka w tle. Zginę bez ciebie to po prostu porządna, klasyczna szkoła kryminału". I o ile takie pseudo-reklamy zawsze działają na mnie jak płachta na byka i nastawiają negatywnie, tak ta - sprawdziła się w 100%. Trudno się dziwić, że Czubaj tak rekomenduje książkę, skoro kilkakrotnie pojawiają się w Zginę bez ciebie wzmianki na temat jego książek;). A zakończenie... dla mnie bomba!

Ta książka jest tak dobra, że nie znajduję odpowiednich słów, żeby wykrzyczeć swój zachwyt. Zachwyt razy trzy! Bo to pierwsza część trylogii. Słowo "trylogia" w kontekście twórczości Roberta Ostaszewskiego brzmi jak najprawdziwsza, górnolotna poezja.

Jeśli nadal tkwisz w przekonaniu, że dobra, polska literatura, to lata świetności Mickiewicza, czas odświeżyć swój punkt widzenia ;)

Przeczytać koniecznie! Satysfakcja gwarantowana... pieniędzy nie zwracam ;) ale przyjmę na klatę wszelkie pretensje, jeśli Zginę bez ciebie się nie spodoba. Ale i tak się spodoba;)


wtorek, 28 czerwca 2016

Slow life. Slow fashion Joanna Glogaza



TYTUŁ: Slow life. Zwolnij i zacznij żyć
AUTOR: Joanna Glogaza
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
EGZEMPLARZ RECENZENCKI 

zdjęcie autorskie Izabelka

O! I to jest książka dla mnie! I dla każdej Matki Polki! Bo która z nas nie zna tego uczucia: rano pośpiech, w pracy bieg, po południu zakupy, szybki obiad, ogarnianie domu, lekcje do zrobienia, zajęcia dodatkowe potomstwa... a wieczorem padamy ze zmęczenia. Ten ciągły pośpiech i frustracja ... A gdzie czas na odpoczynek i chwilę na relaks? I właśnie o tym jest ta książka: bądź ważna dla siebie! nie jesteś robotem ! zdrowy egoizm jest dobry! 

Autorka proponuje wiele rozwiązań, aby osiągnąć równowagę między tym, co ważne, a tym co nieistotne. Jak mieć czas dla siebie? Ustal priorytety, zaplanuj odpoczynek, polub siebie, znajdź pasję, próbuj nowych rzeczy. Zwolnij, dostrzegaj szczegóły, celebruj przyjemności. A od siebie dodam (za Perfekcyjna Panią Domu) deleguj obowiązki! Nie musisz wszystkiego robić sama, sprzątanie może poczekać, a zrelaksowana mama to dobry przykład dla dzieci. 

W książce na końcu jest świetna biblioteczka, a w niej autorka podaje blogi, książki i aplikacje, których sama używa i które ułatwiają życie.

I jeśli myślisz, że to tylko puste frazesy, to znaczy, że ta książka jest dla Ciebie! Mnie autorka przekonała.

Joanna Glogaza to autorka książki "Slow fashion" i popularnego bloga: styledigger,com. Jeśli książka Was nie przekona, to zajrzyjcie na bloga.

A na zdjęciu moja ukochana kotka Lusia, która prowadzi, w moim przekonaniu, życie w stylu slow life: je kiedy chce, do domu wraca jak już znudzi się jej zabawa na ogrodzie, na kolana wskoczy tylko wtedy, kiedy ONA ma to ochotę, a moja świeżo uprana firanka została wybrana do kociego relaksu. I co: dba Lusia o siebie? nie stresuje się? że przyjdę i pogonię! Nie!

Proszę brać przykład z mojego kota! 

I książkę przeczytać koniecznie !




TYTUŁ: Slow fashion. Modowa rewolucja.
AUTOR: Joanna Glogaza
WYDAWNICTWO: Znak literanova


zdjęcie autorskie Izabelka


Pierwsza, z dwóch, książek napisana przez znaną blogerkę Joannę Glogazę. Ja, oczywiście, musiałam przeczytać odwrotnie: najpierw "Slow life", a potem "Slow fashion".

I od razu, na początku, powiem Wam dowcip, który cały czas, podczas czytania, kołatał mi się po głowie: 

Jak nazywa się kobieta, która wie każdego ranka w co się ubrać? 
Zakonnica! =)

Więc jeśli nie jesteś zakonnicą albo powtarzasz w każdy poranek jak mantrę: "nie mam w co się ubrać!", to ta książka jest dla Ciebie.

Niby żadnych rewelacji w niej nie znalazłam, ale pozwoliła mi ona poukładać to, co wiedziałam lub intuicyjnie czułam. Napisana prostym językiem, bez dorabiana zbędnej filozofii do faktu posiadania i umiejętnego doboru ubrań, z humorem i wiedzą popartą sporym doświadczeniem.

I mam pytanie: która z nas, kobiet, nie stawała przed niedomykającą się z nadmiaru ubrań szafą i mówiła: nie mam się w co ubrać? albo w centrum handlowym kupowała ciuszek, bo cena okazała się "bardzo dobra", a później, w domu, okazywało się że do niczego tenże ciuch nie pasuje? 

Autorka pisze też o psychologii zakupów. O wpływie reklamy, marketingu, presji telewizji. Proponuje zacząć od porządków w szafie: wyjąć wszystko i nad każdą rzeczą się zastanowić. Radzi jak znaleźć swój styl, dobierać kolory i tkaniny.

W książce znajdziecie też dodatki w postaci: jak kupować w second handach, jak dbać o ubrania, kilkanaście rad dotyczących prania, a także wywiad z panią Zofia Czyrny na temat poprawek krawieckich.

W wyniku tej lektury pozbyłam się około 60% swoich ubrań. I wcale nie żałuję. Dobrze mi z tym.

Polecam. Stosować nie musicie, ale przeczytać warto!



poniedziałek, 27 czerwca 2016

Bazar złych snów. Stephen King [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Bazar złych snów
AUTOR: Stephen King
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
GATUNEK: Horror/Thriller
Zdjęcie autorskie Rudaczyta


Podobno King jest królem horroru. Podobno. Bo dla mnie King jest wnikliwym obserwatorem zwykłych codziennych sytuacji, z których to wydobywa kwintesencję i podaje w postaci doskonałych powieści (albo opowiadań) obyczajowych, nierzadko (i tu się zgodzę), z wątkami grozy, horroru, thrillera czy kryminału.

Jak sam King twierdzi – opowiadania to bardzo wymagająca forma dla pisarza. Nie ma mowy o zbaczaniu z tematu, bajdurzeniu (co akurat King ma w zwyczaju nader często) i niedociągnięciach, które w powieściach giną – wtapiają się w natłok słów, a w opowiadaniach są gołe jak facet na plaży nudystów. W Bazarze złych snów warto zwrócić uwagę na dygresje autora, jakimi okraszone są poszczególne opowiadania. Bardzo udana forma wstępu, etymologii powstania danego opowiadania tudzież swojego rodzaju dialog z czytelnikiem – jak kto woli.

Każde z zawartych w Bazarze złych snów opowiadań skłania do refleksji, wyciszenia w codziennym zgiełku i znalezienia odpowiedzi na postawione przez nas samych pytania. Pokuszę się o kilka słów komentarza w stosunku do większości opowiadań z Bazaru złych snów. I tak po kolei, cegiełka po cegiełce, postawimy panu Kingowi monument – w przypadku tego zbioru opowiadań będzie to monument "bardzo pochwalny".

130 kilometr jest ukłonem w stronę stwierdzenia "King – król horroru", bo mamy tu strach, lejącą się krew i nadprzyrodzone zjawiska. Co prawda temat nawiedzonego samochodu został już do cna wyczerpany w genialnej (jak dla mnie) Christine, jednak potwór drzemiący w aucie to tak naprawdę drugorzędna kwestia. Na pierwszy plan wysuwa się bowiem bezinteresowna pomoc – reakcja na krzywdę dziejącą się tuż pod naszym nosem. I udowadnia, że człowiek jest z natury dobry i wrażliwy. Szkoda tylko, ze morał taki mało
optymistyczny: "nie warto pomagać"... Dziesięcioletni staż małżeński możne nie jest niczym imponującym (chociaż w dzisiejszych czasach...), ale warto pamiętać o marazmie, nudzie,

nadprogramowych kilogramach u niej, narastającej irytacji i wciąż obniżającym się progu zdenerwowania u niego. Ta opowieść – Premium Harmony – jest taka zwyczajna, taka realna i prawdziwa, że powinna być czytana na kursach przedmałżeńskich.

Batman i Robin wdają się w scysję to kwintesencja dobrego smaku. Jak zrobić coś z niczego? Jak napisać genialne opowiadanie o stłuczce samochodowej? Nie wiem, ale King to zrobił i to w pięknym stylu. A w tle smutek przemijania, miłość syna do ojca i choroba Alzheimera.

Po lekturze Wrednego dzieciaka należy wnikliwie przyjrzeć się dzieciom z okolicy. Bo a nuż w naszym kilkuletnim sąsiedzie tkwi wredny bachor? Opowiadanie pomysłowe i surrealistyczne (dziecko nie dorasta). Ostatnia spowiedź człowieka skazanego za brutalne zabójstwo dziecka. Jednak w tej opowieści nic nie jest białe i czarne. Dziecko nie jest synonimem dobra, niewinności i wrażliwości, a zabójca nie jest potworem wyzutym z moralności.

Śmierć – urocza opowieść z genialnym (co u Kinga rzadko się zdarza) zakończeniem. Mężczyzna zostaje oskarżony o makabryczna zbrodnię popełniona na małej dziewczynce. I chociaż dowodów brak, społeczeństwo winnego znalazło i bez zwłoki spieszy z budową szubienicy. Winny? Niewinny? Morderca? Ofiara?

Kościół z kości i Tommy – zgadzam się z Kingiem – on nie umie pisać poezji, dlatego te dwa poematy pozostawię bez komentarza.

Większość z nas zapewne nie raz zastanawiała się, co się dzieje po śmierci. Niebo (opcjonalnie czyściec lub piekło), nowe wcielenie, zupełna nicość – wszytko się kończy? Zasada Wu Wei mówi, aby nie marnować energii na myślenie i zamartwianie się rzeczami, na które nie mamy wpływu. To będzie zmarnotrawiona energia, bo i tak niczego nie zmienimy. Ok, ale gdybyśmy jednak mieli wybór? I to nie byle jaki – albo totalne unicestwienie, przejście w niebyt, po prostu koniec, albo rozpocząć swoje życie raz jeszcze, w taki sam sposób, popełniając te same błędy, cierpiąc tak samo, kochając tak samo...? Życie po
życiu – bardzo dobre opowiadanie, zmuszające do chwilowej pauzy i zastanowienia się nad własną egzystencją.

Herman Wouk jeszcze żyje to bardzo smutne opowiadanie. Wyczytałam swego czasu w "internetach", że gdyby na Ziemi nie było mężczyzn, świat byłby pełen szczęśliwych i grubych kobiet. Śmiem wątpić. Dwie tłustawe, samotne i smutne kobiety, gromadka ich dzieci i brak nadziei na przyszłość. Dołujące zakończenie.

W przypadku opowiadania Kiepskie samopoczucie King się nie pomylił – czytający jest o krok przed narratorem. Najbardziej przerażający jest fakt, że ta historia zapewne nie raz, nie dwa miała miejsce w rzeczywistości, bo mechanizm obronny zwany w psychologii wyparciem jest jednym z głównym sposobów radzenia sobie ze stresem. Chociaż niemal od samego początku wiemy, jak Kiepskie samopoczucie się zakończy, i tak wzdragamy się, czytając ostatnia stronę. Może za sprawą psa Lady, której wątek wprowadza element horroru (albo dramatu)?

Cierpieliście kiedyś? Głupie pytanie. Złamana noga, plombowany ząb, od biedy bóle menstruacyjne i piłka nożna uderzająca z impetem w męskie krocze (podobno
boli, nie wiem ;)). Ale istnieją takie rodzaje bólu, które nie mieszczą się w (bodaj 10-stopniowej?) skali, które paraliżują, obezwładniają i uniemożliwiają życie. Które powodują, że masz w nosie, co myślą inni i krzyczysz ile sił w płucach, aż szyby szpitalnej klitki trzęsą się od nadmiaru decybeli: "Ratujcie mnie! Pomocy! Chcę żyć!". Czujesz ból mimo kolejnej dawki morfiny (czy innej pochodnej, jaką mają akurat w arsenale leków
szpitalnych), boisz się oddychać, bo ten minimalny ruch klatki piersiowej rozrywa twoje ciało na strzępy, od wewnątrz. I w konfrontacji z tym BÓLEM (wielkimi literami) – wypalone zawodowo pielęgniarki salowe, które tobą gardzą, bo widzą takich cierpiących ludzi codziennie, od wielu lat, i zapewne skrycie podejrzewają cię o to, że symulujesz. I to jest chore – brak empatii w takich miejscach, w których współczucie i chęć pomocy w cierpieniu winna być kwestią priorytetową. Dlatego opowiadanie Zielony bożek cierpienia poruszyło mną dogłębnie, bo w realistyczny sposób przedstawiło podejście personelu medycznego, który, w momencie wypalenia zawodowego, powinien być wymieniany. I o tym m.in. jest to opowiadanie, które ma element fantastyczny. Zielony element fantastyczny.

Nasze życie pędzi. Nie mamy szans na przystanek, na chwilę refleksji. Na reakcję... na pomoc... Pewnego dnia byłam świadkiem kradzieży. Wybierałam w drogerii perfumy, kiedy to
kątem oka zarejestrowałam błyskawiczny manewr (prawdopodobnie wyćwiczony – lata
praktyk) – wyciągniecie dłoni, chwyt wody toaletowej (nie wiem czy wcześniej upatrzonej, czy przypadkowej, w każdym razie na pewno drogiej), rzut owej do torby i sprint do wyjścia. Cała ta akcja trwała ok 3-4 sekundy. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, a co dopiero mówić o złapaniu złodzieja lub w ogóle podjęciu jakiegokolwiek działania. Byłam wstrząśnięta... Mój brak reakcji nie spowodował, że ktoś cierpiał, ale i tak czułam się dziwnie. Mogłam pójść do kasy, zgłosić ten fakt, ale nawet nie widziałam, jak ten chłopak wyglądał, w co był ubrany, jedyny szczegół to ciemna torebka, w której wylądował kradziony przedmiot. Co by dało moje zgłoszenie? Prócz tego, że prawdopodobnie by mnie zatrzymano, może przesłuchiwano i wycięto z życiorysu sporo cennego czasu. A mnie się spieszyło... A gdyby tak w grę wchodziła krzywda drugiej osoby? Czy poruszylibyśmy niebo i
ziemię żeby jej pomóc przy założeniu, że my jesteśmy bezpieczni? Czy raczej wyjęlibyśmy telefon i pstryknęli fotkę z myślą o dużej ilości lajków? Ten autobus to inny świat jest niepozornym opowiadankiem z bombowym ładunkiem emocjonalnym. Świetne!

Opowiadanie Pijackie fajerwerki może nie jest wybitnie dobre, ale skłania do refleksji i wyciągnięcia ciekawych wniosków. I jak ulał pasuje do "fejsbukowej" teraźniejszości, gdzie "zwichrowane mamuśki" udostępniają zdjęcia swoich pociech począwszy od życia
prenatalnego (zdjęcia USG to już norma...), poprzez zdjęcia tuż po urodzeniu
(lub w trakcie). A potem to już sama słodycz – upaprana pierwszą kaszką/marchewką/buraczkiem/czekoladą buźka pociechy, pierwsza kupa/kąpiel/wizyta na basenie/u fryzjera/na koniku itd. Duma nie jest niczym złym, nawet sama chęć pochwalenia się jest urocza, ale fotograficzny pamiętnik, kompromitujące foty, byleby pokazać znajomym (i
nieznajomym) jakiego to ja mam cudownego dzieciaczka – to już anormalne. I przykład "zwichrowanych mamusiek" to tylko kropla w morzu: cudowny ślub (150 zdjęć z samej przysięgi), wspaniałe wakacje (200 zdjęć w folderze, większość to same widoki), nowe auto, nowe paznokcie... To opowiadanie jest o ludziach, którzy muszą być lepsi, jeszcze lepsi, najlepsi. Chora rywalizacja i choroba "wybujałego ego".

Prawdziwą wisienką na torcie – nie kandyzowaną, ale taką jędrną, prawdziwą – jest ostatnie opowiadanie Letni grom. Traktuje ono o totalnej zagładzie świata spowodowanej wybuchem nuklearnym. A w tym wymarłym świecie pies, dwie osoby oraz pierwsze oznaki choroby popromiennej. Siła przyjaźni i, mimo braku szczęśliwego zakończenia, opowiadanie niesie ze sobą piękny przekaz – zawsze jest czas, aby spełnić swoje marzenia.

Bazar złych snów oceniam jako bardzo dobry zbiór opowiadań, w którym, jak to na bazarze bywa, każdy znajdzie coś dla siebie.

Noc z czwartku na niedzielę. Gaja Grzegorzewska

TYTUŁ: Noc z czwartku na niedzielę
AUTOR: Gaja Grzegorzewska
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literackie
GATUNEK: Kryminał

Zdjęcie autorskie Rudaczyta
 

Drugi tom cyklu: Julia Dobrowolska

Dobry, lecz nie zachwycający kryminał. Ale zdecydowanie widać potencjał! ;)
Autorka ma bardzo swobodny styl. Sprawnie wplata w wypowiedzi wulgaryzmy, co, wbrew pozorom, nie jest taką łatwą sprawą.
Zagadka kryminalna na umiarkowanie ciekawym poziomie. Z bardzo dobrym zakończeniem, dla którego warto przymknąć oko na nudnawe momenty dopadające nas w trakcie czytania.

Jest kilka elementów, które pozostają dla mnie zagadką i nie chodzi tutaj o wątek kryminalny, ale o miłosny. Bo jest Julia, jest Dawid i jest Wiktor. Julia jest heteroseksualna, Wiktor homoseksualny, a Dawid... chyba biseksualny. Ten trójkąt miłosny jest wprost nie do ogarnięcia przez mój prosty, nieskomplikowany, heteroseksualny umysł =) można się złapać za głowę (lub inną część ciała) i pogubić, kto z kim spółkuje, kto się w kim podkochuje ;)

Julia Dobrowolska jest medialną partnerką celebryty Wiktora, z którym to prowadzą detektywistyczne show. Siostra Julii wikła ich w śledztwo, mające na celu rozwiązanie zagadki tajemniczego zabójstwa w krakowskim, wielopoziomowym klubie. Miejsce akcji zawęża się do kamienicy, czas akcji: od czwartku do niedzieli. Ale zabójca na jednym trupie nie poprzestaje. Wszak byłoby nudno, gdyby był tylko pojedynczy, samotny zgon. Zagadka się komplikuje. Ci którzy, nie mają motywu, mają okazję. Ci którzy okazji nie mieli, mają motyw.

Moim zdaniem niepotrzebny był element wplecenia w akcję "nawiedzonej kamienicy" i przeszłości odbijającej się niefortunną czkawką w teraźniejszości. Fabuła by na tym nie straciła...
Ale jak wspomniałam wyżej: mając na uwadze styl i swobodę wypowiedzi jestem tego pewna, w głębi duszy o tym wiem (niczym Grubson w "Na szczycie";)), że będzie progres=)

Ps.: mała rada od "cioci Ani" brutalnie doświadczonej w tym temacie, jeśli zajadacie się czereśniami, sprawdzajcie ówcześnie czy nie zawierają wkładki w postaci obślizgłych, zmyślnie wijących się, białych robaczków;)

piątek, 24 czerwca 2016

Niewidzialny. Karin Slaughter


TYTUŁ: Niewidzialny
AUTOR: Karin Slaughter
WYDAWNICTWO: Muza
GATUNEK: Kryminał
EGZEMPLARZ RECENZENCKI

Zdjęcie autorskie Rudaczyta



Karin Slaughter przyzwyczaiła swoich czytelników do elektryzujących thrillerów z solidnie rozbudowanym wątkiem kryminalnym i obyczajowym, a to wszystko obficie zakroplone dawką grozy i odrobiną zniesmaczenia. Niewidzialnemu zabrakło dwóch ostatnich składników... ale czy wyszło to z korzyścią dla fabuły? Jak kto woli - jeśli jest się miłośnikiem literatury na pograniczu dobrego smaku, z plastycznym opisem niegodziwości naszego świata - Niewidzialny może znudzić. Jeśli lubi się zagmatwane intrygi, spektakularne zwroty akcji i zaskakujący finał - ta książka będzie idealna.

Czytanie Niewidzialnego do złudzenia przypomina siedzenie przy dogasającym, nie dającym już ciepła ognisku. Czujemy się zmęczeni, znużeni i znudzeni. Ci mniej cierpliwi przeniosą zziębnięte cztery litery swe do domu z centralnym ogrzewaniem i milutkim ciepełkiem bijącym od kaloryfera (czytaj: rzucą książkę w kąt i zaczną czytać inną). Ale dla wytrwałych - lekki podmuch wiatru sprawa, że ognisko płonie na nowo dając prócz ciepła także wrażenia estetyczne, cudowny zapach i specyficzną, oryginalną aurę - nie do podrobienia. Tak też jest z tą książką. Przez pierwsze 200 stron człowiek zastanawia się, czy autorką jest TA Karin Slaughter, ale kolejne 200 stron rekompensuje nam ówczesne ziewanie. I to z nawiązką! Intryga nabiera kształtu, wątki się splatają, podejrzenia mnożną. Policzki płoną ze zniecierpliwienia - co będzie dalej?

Lena Adams po raz kolejny uczestniczy w niebezpiecznej akcji. Za cel obrała sobie zneutralizowanie tudzież zlikwidowanie bosa narkotykowego, który zgrabnie uchyla się od odpowiedzialności, mimo iż na swoim koncie ma przestępstwa wszelkiej kategorii, gwałty i zabójstwo. Lena z wielka dokładnością planuje nalot na melinę zwyrodnialca. Poświecą nie tylko maximum swojej energii, sprytu i siły, ale także wielkie pokłady finansowe i cierpliwość swoich zwierzchników. Ta akcja nie może się nie udać! Lena chce dorwać zwyrodnialca, a ponieważ nie zadowala się samym "chceniem", poświęca się w stu procentach, aby zrealizować swoje plany.

Tymczasem Will bierze udział w mistyfikacji mającej na celu poznanie tożsamości Wielkiego Białasa. bardzo złego człowieka, który odznacza się dużą inteligencją i sprytem. Nikt nie jest w stanie powiedzieć czy Wielki Białas istnieje naprawdę, czy jest tylko wymysłem i swego rodzaju postrachem kryminalnego światka. 
Czy te dwie sprawy mają ze sobą coś wspólnego? Co robi Will w domu Leny? Dlaczego Sara nie ma pojęcia o misji Willa? Skąd tyle tajemnic?

Niewidzialny rozpoczyna się wielkim BUM! po którym akcja spowalnia dużo poniżej dopuszczalnej prędkości...ale końcowe 200 stron to wyścig Formuły 1! Kolejno następujące po sobie zwroty akcji sprawiają, że wszystkie elementy układają się w jasną i klarowną całość. I już wiemy kto jest kim, jak i dlaczego. Nie ma żadnych niedociągnięć i niedomówień.

Na uwagę zasługują perypetie i rozterki moralne głównych bohaterów. Sara ma, jednym słowem, przerąbane...Non stop, niezależnie od siebie, uwikłana jest w trudne sytuacje.

Lena - mistrzyni nieodpowiedzialności, brawury i lekkomyślności... okazuje się być zupełnie inną niż czytelnik myśli.

I Will... z którym miałam przyjemność spotkać się po raz pierwszy. Stali i wierni czytelnicy Karin Slaughter wiedza, że rozpoczęcie cyklu Will Trent od Tryptyku, aby zaraz po nim przeczytać Niewidzialnego, nie jest zbyt dobrym pomysłem. Autorka w zgrabny i jasny sposób wyjaśnienia zawiłości i koneksje między poszczególnymi częściami serii. Nadal nie mogę uwierzyć, zupełnie tak jak Sara, ze Jeffrey'a już nie ma. Nadal nie potrafię wyobrazić sobie Sary z kimś innym... ale Will'a polubiłam, chociaż bardzo, ale to bardzo do siebie nie pasują. Małomówny, wycofany, niepewny i bardzo skrzywdzony przez los, Całkowite przeciwieństwo pewnego siebie Jeffreya. Ale, jeśli mnie przeczucie nie myli, z tej mąki jeszcze będzie chleb;)

"Przez całe życie byłem niewidzialny [...]. jesteś pierwszą osobą w moim życiu, która naprawdę mnie zobaczyła". 
"Porozmawiaj ze mną. Mogę znieść twoją siłę, ale nie zniosę dłużej twojego milczenia".

Autorka, co typowe dla niej, dotyka trudnego problemu, którego nie sposób opisać tak, aby nie zdradzać fabuły;) kto czytał ten, wie, ze tego typu przestępstwa w oczach wielu stają na najwyższym miejscu w hierarchii zła i niegodziwości. Slaughter udowadnia, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni, że przestępcą może być każdy, łagodnie wyglądający kelner, miliarder, lekarz, pani bibliotekarka.

Po lekturze Niewidzialnego nachodzi człowieka refleksja - uważaj co mówisz, jak mówisz i do kogo...bo a nuż znajdzie się w pobliżu osoba, która po prostu lubi intrygi... a intrygi to pierwszy krok do tragedii.


Kto powiedział, że w kryminałach tylko jatki i okrucieństwa? Znajdziemy też złote myśli, które dobrze byłoby dokładnie przeanalizować i najlepiej wprowadzić w życie:

"Pragnienie zemsty to tak naprawdę sączenie trucizny samemu i czekanie, aż znienawidzona osoba umrze".
"Ból całkiem nie mija, ale staje się inny".

czwartek, 23 czerwca 2016

Dom na wzgórzu. Peter James

TYTUŁ: Dom na wzgórzu
AUTOR: Peter James
WYDAWNICTWO: Albatros
GATUNEK: Horror

Zdjęcie autorskie Rudaczyta

Śmieszny horrorek=) King to to nie jest;) chociaż nie powiem - czytając wieczorem i w nocy można się wkręcić w klimat nawiedzonego domu. Wkręcić do tego stopnia, że idąc do sypialni nie wyłączyłam światła dopóki nie włączyłam następnego;)

Facet kupuje stary, zniszczony dom (o wdzięcznej nazwie Cold Hill) z zamiarem przywrócenia go do stanu używalności i czasów świetności. Sprowadza małżonkę swą (pragmatyczną i sceptycznie nastawioną do pomysłu męża) i córkę (nastolatkę, bardziej niż lekko zirytowaną zmianą klimatu i otoczenia).

I w tym domu straszy =) ale nie byle jak! Duchy idą bowiem z, nomen omen, duchem czasu - i wysyłają sms-y, piszą maile a nawet (niczym Lisbeth Salander) hakują!=)
Irytujący styl - godzina po godzinie autor opisuje, co robił główny bohater, od momentu pobudki, zaparzenia kawy, zawiezienia córki do szkoły, powrót ze szkoły bez córki, rozpoczęciu pracy, wyjściu na spacer...i tak dalej, na pójściu spać skończywszy.
Ciekawe zakrzywienie czasoprzestrzeni gdzieś pod koniec książki.

Ogólnie "trzy na szynach", ale zalicza;)
I wielki plus za przepiękna okładkę! Można się nabrać, że ten horrorek będzie straszny;)

środa, 22 czerwca 2016

Rzeźbiarz śmierci. Chris Carter

 AUTOR: Chris Carter
TYTUŁ: Rzeźbiarz śmierci
WYDAWNICTWO: Sonia Draga



Zdjęcie autorskie Izabelka





Tak! Tak! Tak! To jest to, co lubię najbardziej: książka od której nie można się oderwać podczas czytania, a w pracy nie można o niej przestać myśleć.

Przeczytałam wcześniejsze książki Pana Cartera: "Krucyfiks", "Egzekutor", "Nocny prześladowca" i byłam zachwycona. Trochę się obawiałam czy ta będzie równie dobra... Jest!


Ja ją pochłonęłam w 2 wieczory, pomimo 420 stron. Wciąga niesamowicie, trudno ją odłożyć, bo napięcie i ciekawość pchają nas do przewracania kolejnych kartek. Rozdziały krótkie kończące się w najbardziej zaskakującym momencie. Powoduje to, że chce się czytać dalej i dalej...


Dla mnie świetna: dobrze zbudowane napięcie, zagadka trudna do rozwiązania, okaleczone zwłoki, realistyczne opisy miejsc zbrodni, dużo krwi, ciekawie poprowadzona fabuła, zaskakujące zakończenie no i do tego przystojny detektyw Robert Hunter sączący whisky...

A jeśli chodzi o samą treść: zostają znalezione w krótkim okresie czasu zwłoki prokuratora, policjanta i psychoterapeuty. A co łączy te morderstwa? Zwłoki wszystkich trzech zostają okaleczone i wskazują na okrutne tortury tuż przed śmiercią, a obok policjanci znajdują rzeźby z.... a to już musicie doczytać sami.
Polecam.

Zapałka na zakręcie. Pejzaż sentymentalny. Zatrzymaj echo. Krystyna Siesicka

TYTUŁ: Zapałka na zakręcie
AUTOR: Krystyna Siesicka
WYDAWNICTWO: Akapit Press

Zdjęcie autorskie Rudaczyta


Chciałabym napisać, że jest to powieść ponadczasowa. Ale nie mogę. Problemy Mady i Marcin są takie niedzisiejsze... bo znam gorszych chuliganów i większe przewinienia niż te, o których mowa w książce. Niemniej jednak to nie kłopoty Marcina są tu tematem przewodnim, ale miłość. Taka pierwsza, taka świeża. I niepewna, na zasadzie końskich zalotów i mijania się niczym czapla z żurawiem. "Zapałka na zakręcie" to smutna książka, może z racji na zakończenie, może dlatego, że tak naprawdę każdemu z bohaterów współczujemy, a może z tęsknoty za tymi czasami, które bezpowrotnie zniknęły, a w której to prym wiódł wzajemny szacunek i honor? 

Czemu ja tak kocham tę książkę? ano dlatego, że jak dla mnie jest wehikułem czasu- w cudowny sposób teleportuje mnie do lat dziecięcych, kiedy to ja podkochiwałam się w mojej pierwszej wielkiej miłości i snułam plan picia z nim herbaty, spacerowaniem po parku i trzymania się za ręce=) tak, tak=) bez żadnych kosmatych myśli!=) 

Właśnie na temat Krystyny Siesickiej rozmawiałam ostatnio z zaprzyjaźnioną bibliotekarką, która z rozrzewnieniem, tak jak ja, wspominała czas spędzony z "Zapałką na zakręcie". Niestety, jak twierdzi, w dzisiejszych czasach młodzież- dziewczęta, nie czytają Siesickiej...to naprawdę smutne, bo, jak twierdzi "przestałam jej książki zamawiać, bo zwyczajnie nikt jej nie wypożycza."
APELUJĘ! Nie tylko Harry Potter (którego uwielbiam), Rywalki, Zmierzch!!!

Niemal każda książka Pani Siesickiej to taki suplement diety, bez niej niby wszytko ok ale uzupełnia nawet te niewidoczne niedobory - uwrażliwia, umoralnia i przywraca wiarę w dobro... mimo iż:

..."dobroć stała się czymś tak kompromitującym, jak złe prowadzenie"...


TYTUŁ: Pejzaż sentymentalny
AUTOR: Krystyna Siesicka
WYDAWNICTWO: Akapit Press

Zdjęcie autorskie Rudaczyta

Po raz kolejny znaleźć się w Osadzie? Bezcenne. Ponownie spotkać humorzastą, kapryśną Madę oraz romantycznego Marcina to coś wyjątkowego. I do tego oboje w wydaniu dorosłym. Doświadczeni, po przejściach, z bagażem życiowych trosk. Jednak rolę pierwszoplanową gra w "Pejzażu sentymentalnym" zupełnie inna para ( a może nie taka "zupełnie inna"?): Tina i Kacper.
Nie chce się wierzyć, ale Mada i Marcin nie zostali przykładnym małżeństwem szaleńczo zakochanym aż po kres swych dni.

I tutaj przytoczę najpiękniejszy cytat o wygasającej miłości, jaki do tej pory poznałam:
"Odchodziła ode mnie dzień po dniu, nagłą obcością, niedobrym milczeniem, wymuszonym uśmiechem, cofnięciem ręki. Coraz bardziej nie moja, coraz bardziej czyjaś, w końcu nawet wiedziałem czyja, bo przez pomyłkę zapytała mnie kiedyś: "czy dziś jest bardzo zimno, Dawidzie?""

Nie mogłam się z tym pogodzić, czytając tę książkę pierwszy raz 15 lat temu, i nie mogę się pogodzić czytając ja po raz drugi dnia dzisiejszego. To bardzo niedobry pomysł Pani Siesickiej. Pomysł, który niesie nie tyle rozczarowanie ile autentyczny ból, bo są takie pary, takie zestawienia, które tylko we dwoje tworzą sensowną całość. A Mada i Marcin uzupełniali się wprost idealnie.
No trudno. Taka wizja autorki. Dopóki nie przeczytałam "Zatrzymaj echo" uważałam, że "Pejzaż sentymentalny" nie powinien ujrzeć światła dziennego, a nawet, nie powinien jawić się w głowie Pani Siesickiej jako najbardziej ulotna myśl.

Uczucie łączące Tinę i Kacpra to klon szaleńczej, młodzieńczej miłości, pełnej potknięć i niedomówień Mady i Marcina. Co łączy te dwie pary i do czego to prowadzi można się PRAWIE dowiedzieć z "Pejzażu sentymentalnego". Prawie - bo 90% tej książki to scenariusz pisany nie przez byle kogo - przez nas samych.

Cudowna!


TYTUŁ: Zatrzymaj echo
AUTOR: Krystyna Siesicka
WYDAWNICTWO: Akapit Press

Zdjęcie autorskie Rudaczyta

Uznawana za najsłabsza część kontynuacji "Zapałki na zakręcie". Krytykowana m.in: za wprowadzenie Pani Krysi będącej alter ego Autorki, za zbyt wiele słów poświęconych Anieli, jej ogródkowi, jej życiu, skupieniu się na Piotrku i Natalce, za pominięcie kwestii priorytetowych, czyli wątku Mady i Marcina (tak - po "Pejzażu sentymentalnym" nadal nie wiemy, czy Mada i Marcin w końcu odnajdują do siebie drogę - wspólna drogę przyszłości) i Tiny. I Kacpra. Ale w tym właśnie tkwi piękno! w tych niedomówieniach, w tych słowach wyrwanych z wypowiedzi, tych domysłach, znakach zapytania. Przecież o to chodziło ( jak mniemam) autorce! Aby ze zwykłej paplaniny wyłuskać słowa klucze! Przy tej lekturze wciąż się myśli, wciąż zastanawia i jest się bardzo skupionym, żeby nie przegapić echa, brzmienia przeszłości...

"- [...] A mnie nie cierpi [Gena]. Sądzi, że wyszłam za Grześka, tylko dlatego, że chciałam dokuczyć Kacprowi, nie wie, jak bardzo się myli. Planujemy tutaj oczko wodne. Niestety, dom i ogród wymagają sporych pieniędzy, więc wszytko nam się ślimaczy."

Ważne słowa i rozwiązania zagadek są schowane i niedostępne dla rozkojarzonych gap.
Ponieważ kwestia szukania się Mady i Marcina została jasno, klarownie opisana i wyjaśniona skupiłam swoja uwagę na rozwikłaniu zagadki związku Tiny i Kacpra. Nie ma rozwiązania, są tylko dość wyraźne przesłanki, które wskazują nam tok myślenia jakim powinniśmy podążać. A który to, moim zdaniem, nieuchronnie prowadzi do braku happy endu. Jednak przeglądając opinie, utwierdzam się w przekonaniu, że jestem osamotniona w mym osądzie...Nikt nie zwrócił na to uwagi, a reszta uważa, że Kacper został himalaistą...

"Zatrzymaj echo" to bardzo smutna książka, o przemijaniu, o wspomnieniach (pani Krysia - w domyśle Krystyna Siesicka -wspomina swojego ojca) i o tym, aby być czujnym, bo w każdej chwili teraźniejszej możemy usłyszeć echo przeszłości...

Przepiękna!

wtorek, 21 czerwca 2016

Koronkowa robota. Pierre Lemaitre

AUTOR: Pierre Lemaite 
 TYTUŁ: Koronkowa robota 
WYDAWNICTWO: Muza



Zdjęcie autorskie Izabelki



To moje drugie spotkanie z Panem Autorem. Wcześniej czytałam książkę pt. "Alex", która była świetna. I ta też jest. Polubiłam Camillea Verhoevena, komisarza paryskiej policji. Uwielbiam takich facetów z charakterem. W książce tej jest wszystko co cenię w tego typu pozycjach: błyskotliwy komisarz policji, inteligentny zabójca, dużo zwłok, ciekawa intryga, makabrycznie opisane miejsca zbrodni. No i to zakończenie... miażdżące...

Camille Verhoeven, komisarz paryskiej policji musi się zmierzyć z nietypowym przeciwnikiem: wielbicielem literatury kryminalnej. Psychopata zabija kobiety wzorując się na dziełach literackich takich jak American Psycho czy  Czarna Dalia.  Kobiety giną, szefowie naciskają na wyniki, prasa węszy sensację,  a morderca pozostaje nieuchwytny.
Zdecydowanie lektura dla ludzi o mocnych nerwach.
I tak oto pan Lemaitre dołączył do grona moich ulubionych francuskich pisarzy, obok Aleksandra Dumasa i Michela Houellebecqa.
I na koniec pytanie, które należy sobie zadać zanim zacznie się czytać: czy książki mogą być inspiracją do popełnienia zbrodni?


Polecam. :)

.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Kroniki Nierówności, czyli Berek, Bierki i Bingo. Marcin Szczygielski

 AUTOR: Marcin Szczygielski
 TYTUŁ: Kroniki Nierówności, czyli Berek, Bierki i Bingo
 WYDAWNICTWO: Instytut Wydawniczy Latarnik

Źródło


Berka” pochłonęłam na jednym wdechu! Mocna, mądra, piękna... aż brak słów.
Nie mogłam się oderwać! Ale nie dla każdego...
Pięknie opowiedziana historia dwojga ludzi, których pozornie nic nie łączy poza wzajemną nienawiścią. Paweł, typowy wielkomiejski gej i Anna przedstawicielka moherowych beretów. Żadne z nich nie jest zdolne do zaakceptowania stylu życia drugiej strony. Tyle o samej treści.
Dla mnie określenie człowieka jako geja, ciotę albo pedała, to jak splunięcie mu w twarz. Nie lubię tych określeń.
Czy jedynym kryterium oceny człowieka jest jego orientacja seksualna? Czy homoseksualista nie może być dobrym kumplem, szefem czy bratem?
Czy naprawdę ważne kto z kim śpi? Czy miarą człowieka nie powinno być jego szczęście?
Szczygielski, jak Karpowicz, jest świetnym obserwatorem rzeczywistości.
Pan Marcin świetnie pisze, tak, że trudno się oderwać. Mam podobne poczucie humoru i pewnie dlatego tak dobrze mi się czytało.
Moja ocena 10/10
Ostrzegam osoby szczególnie wrażliwe, że w książce są sceny, które mogą wywołać skrajne emocje.
Powiem szczerze, że chciałbym poznać OSOBIŚCIE takiego Pawełka, bo... ale to już w cztery oczy…
I cytat: „ Kochać kogoś to nie znaczy to samo co go znać.”

Źródło



"Bierki" to kolejna książka Pana Marcina, która wessała mnie bez reszty. Wczoraj miałam skończyć tylko rozdział, a skończyłam książkę chwilę przed północą.
"Bierki" to druga po "Berku" część "Kronik nierówności" Marcina Szczygielskiego.
Paweł jest uczniem, Anna jego nauczycielką. Z pozoru nic ich nie łączy... aż do momentu kiedy zakochują się w tym samym mężczyźnie.
Nastoletni gej zmagający się ze swoją odmienną seksualnością i Anna, która odgrodziła się od ludzi po wydarzeniach z przeszłości.
Tematyka i język nie dla każdego. Chwilami szczera do bólu, chwilami smutna... na pewno bezpruderyjna.
I cytat: "Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że można komuś nasrać w duszę." 

Źródło



''Bingo'' to jedna z niewielu książek, przez którą nie mogłam usnąć i musiałam dokończyć czytanie... o godz. 4 rano. Czyli przeczytana w jedną noc. Ale warto było!  
Napiszę tylko, że NIE jest to tylko książka o gejach (jak ja nie lubię tego słowa), pan Marcin poruszył tu wiele innych, istotnych tematów jak np. problemy współczesnych nastolatek czy stosunek warszawiaków do przyjezdnych tzw. słoików.
Dla mnie REWELACJA! 
Polecam.
Cytat: ”...Nie wszystko ma cel - Ale wszystko ma przyczynę.”


Wszystkie trzy książki napisane są rewelacyjnym językiem i z dużą dawką humoru. Pan Marcin ma lekkie pióro, czasami prześmiewcze, a czasami refleksyjne. Bohaterowie przerysowani, zmagający się z problemami różnej natury. Wielki szacunek dla Pana Autora za odwagę w podjęciu tematu homoseksualizmu. Temat poruszony z dużym wyczuciem, choć to zależy od wrażliwości czytelnika.
I na koniec cytat z „Berka”, który posumuje pięknie wszystkie trzy książki: 
Najbardziej lubię takie, od których nie można się oderwać. Kiedy je czytam, zapominam, gdzie jestem, nie widzę liter i wydrukowanych słów - znajduję się w książce. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej, a zarazem szkoda mi, że książka się kończy.” 

I one takie są!
Polecam gorąco!





         

Miłość w czasach zagłady. Hanni Münzer

AUTOR: Hanni Münzer
TYTUŁ: Miłość w czasach zagłady
WYDAWNICTWO: Insingis


zdjęcie autorskie Izabelki


I takie książki to ja lubię! 

Książka zaczyna się w czasach obecnych w USA. Młoda absolwentka medycyny, Felicity, postanawia rzucić wszystko i dołączyć do "Lekarzy bez granic". I nagle umiera babcia, która mieszka w domu spokojnej starości. Mama musi posprzątać pokój, bo jest on potrzebny dla kolejnej osoby. Sprząta i znika. Wszyscy jej szukają. Ani śladu. Córka poprzez bank, a dokładnie poprzez płatnościami kartą, odnajduje mamę we Włoszech. Ale ta nie chce ani rozmawiać, ani wracać. Felicity leci do Włoch. 

I tam okazuje się, że babcia zostawiła pamiętnik napisany po... hebrajsku. I to co jest napisane w tym pamiętniku, to jest cała esencja tej książki. Przenosimy się do Niemiec na początek XX wieku i poznajemy życie prababki Felicity. Nie napiszę nic więcej, aby nie psuć Wam niesamowitych emocji podczas czytania. 

Książka napisana pięknym językiem, choć opowiada o ciężkich wyborach i okrutnych czasach to czyta się niesamowicie szybko. Opisy tak sugestywne, że wraz z bohaterkami czułam ból i strach i serce wielokrotnie przyspieszało z emocji. Rewelacyjnie oddany klimat przedwojennej Europy, z dużą dokładnością opisana okupacja Polski, pięknie pokazany świat muzyków i śpiewaków operowych.

I kilka cytatów oczywiście: 

"Była do tego stopnia niezorientowana w wydarzeniach ostatnich dni, że gdyby nie istniało określenie 'oderwana od rzeczywistości', trzeba by je stworzyć specjalnie na użytek Elisabeth."

"Wygląda bez mała, jakby go spłodzili olimpijscy bogowie." 

"Człowiek nosi w życiu wiele ran. Najgorszymi spośród nich są te, których nie widać, gdyż pozostają ukryte na dnie ludzkiej duszy (...)."

Do czytania koniecznie przygotujcie sobie chusteczki. 

Polecam. 10/10