piątek, 4 listopada 2016

Zakonnice odchodzą po cichu. Marta Abramowicz [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Zakonnice odchodzą po cichu
AUTOR: Marta Abramowicz
WYDAWNICTWO: Krytyka Polityczna
GATUNEK: Literatura faktu

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Recenzja książki Zakonnice odchodzą po cichu na dobrą sprawę mogłaby powstać w oparciu o cytaty. Lektura po trosze szokuje, po trosze stanowi bogactwo złotych myśli, kopalnię prawd uniwersalnych, pod którymi podpisuję się wszystkimi kończynami.
Autorka, jak sama podkreśla, podjęła się wielkiego wyzwania, bo odejście z zakonu to temat tabu.

Zakony psuja dobrych ludzi, idealistów, którzy chcą czegoś więcej. Jesteś zachęcana, by ślepo wierzyć, nawet jeśli się nie zgadzasz. Czarne jest białe, białe czarne. Masz to przyjąć w imię świętego posłuszeństwa. Ja tak robiłam. To był gwałt na umyśle.

Każda, idąc do klasztoru, chciała czynić dobro. Każda próbowała, ale zakon jej to uniemożliwił.

Książka to historia kilku kobiet, które dobrowolnie bądź poprzez odgórny nakaz musiały opuścić klasztor.
W pierwszej części poznajemy główne bohaterki, poznajemy powód odejścia z zakonu, dylematy wewnętrzne, osobiste zapiski i spostrzeżenia. Kobiety ujawniają jak wpadały w depresję spowodowaną notorycznym umartwieniem się, analizowaniem swego zachowania, wyszukiwaniem mankamentów i braku pokory oraz posłuszeństwem wbrew własnej woli, niezgodnie z sumieniem, własnym kodeksem moralnym. Stany depresyjne oraz krnąbrność określane były przez siostry przełożone jako problem psychiczny. Było to wystarczającym powodem do wydalenia kobiet z klasztoru. Wszak osoba niedojrzała nie może służyć Bogu. Inne kobiety odchodziły same, kiedy wiedziały, ze ani nie potrafią zmienić swojego zachowania, ani nie widziały nadziei na zmianę w zachowaniu przełożonych.

Przełożone żyją w niewiedzy, nie są złymi osobami. Wiara w Boską Opatrzność jest ważna, ale znajomość psychologii też by się siostrom przydała.
 
Druga część ukazuje, jak ciężko było odnaleźć się w wielkim świecie kobietom po zawróceniu z drogi całkowitego oddania posłudze Bogu. Jak wielkie brzemię winy dźwigały, jak bardzo odczuwały, że bliscy się na nich zawiedli, siostry nie przyznawały. Opisują trud, który miały włożyć w aklimatyzację do "świata zewnętrznego", do którego miały już nie należeć. Jak bardzo czuły się samotne, wyalienowane, bez pieniędzy, pracy, mieszkania, przyjaciół, nawet bez ubrań i innych dóbr materialnych, bo wszytko trzeba było rozdać przed wstąpieniem do klasztoru.

W kolejnych częściach książki Autorka próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego żeńskie zakony są tak restrykcyjne, zamknięte na nowoczesność, na lepsza zmianę, oporne na krytykę? Pominąwszy modlitwę skupiają się na drobnych, mało istotnych rzeczach czyszczeniu, sprzątaniu, gotowaniu, obrządku codziennym, nie widząc spraw istotnych i kluczowych dla rozwoju i prawidłowego działania wspólnoty. Właśnie wokół przestrzegania tych mało ważnych rzeczy mogą rozgrywać się prawdziwe dylematy. Szczerość jest głęboko ukryta, pod uśmiechem skrywana jest prawdziwa natura zawiść.

Sobór Watykański II bardzo głęboko zreformował życie zakonne, ale w Polsce tylko męskie. W zakonach żeńskich zatrzymał się czas.

Nie wybielajmy zgromadzeń. Nawet święci upominali zakony.

Kwestia, która poruszyła mnie najbardziej, to postrzeganie wiary. Moim zdaniem religia powinna dawać radość, powinniśmy się cieszyć, śmiać, dzielić dobrą nowiną, a nie umartwiać, czy doszukiwać skaz na własnej duszy i zanieczyszczeń w sumieniu.

Niestety katolicy praktykują tę radość jedynie podczas rezurekcji potem wracają do "zwykłego" cyklu liturgicznego, którego istotą są nawoływania do nawrócenia i czynienia pokuty. To tak jakby zatrzymać się na Wielkim Piątku i zapomnieć o Wielkiej Niedzieli.

Niby ten sam Pan Jezus. Ta sama Ewangelia. Ale jesteśmy absolutnie daleko. Żyjemy w dwóch rzeczywistościach. Nie rozumiemy się.

Ja siostrom do pięt nie dorastam w litaniach, różańcach, medytacjach. Ale wiara to coś więcej. Głęboki kontakt z panem Bogiem. Używanie rozumu. Bez niego mamy nienawiść albo fanatyzm.

Postrzeganie Boga jako wiecznie niezadowolonego i wyszukującego w nas grzechu to straszna i smutna wizja. Wiara w Boga ma dawać wytchnienie i nadzieję, a nie kulenie się w sobie i strach przed karą. Uśmiech, radość nie jest tożsame z brakiem szacunku! Wręcz przeciwnie! Swoboda w kontaktach z Bogiem jest wynikiem uszanowania i umiłowania Go. Modlitwa owszem, ale bez przesady. We wszystkim, nawet w pobożności trzeba zachować umiar. I to właśnie umiaru i paradoksalnie pokory najwidoczniej brakuje w zakonach żeńskich.
Bardzo dobra lektura, dla niektórych zapewne wstrząsająca ale nie dla mnie, bo mam świadomość, że pod dobrodusznym uśmiechem i cieniutkim głosikiem może kryć się twarda osoba, nie tolerująca sprzeciwu i której obce jest słowo "kompromis".

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

2 komentarze:

  1. To na pewno wstrząsająca książka. A na taką muszę mieć odpowiedni nastrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale warta uwagi. I każdej poświęconej jej minucie. Polecam bardzo :)
      Ps Wiolu! Twoja sukienka jest czadowa :)

      Usuń