środa, 12 kwietnia 2017

Klamki i dzwonki. Magdalena Knedler [Anna Sukiennik]

TYTUŁ: Klamki i dzwonki
AUTOR: Magdalena Knedler
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: Powieść obyczajowa
EGZEMPLARZ RECENZENCKI dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Magdalena Knedler po raz kolejny udowadnia, że w kreacji warstwy obyczajowej jest twardym zawodnikiem i jeszcze chwila, jeszcze moment, nie będzie miała sobie równych. Drżyjcie narody! Klamki i dzwonki są bowiem powieścią obyczajowa, w którą Autorka wtłoczyła pokaźną porcję romantyzmu, wymieszanego z kroplą dramatyzmu oraz obrazem takiej zwyczajnej szarej codzienności, która jest niekiedy największym stoperem w osiągnięciu szczęścia.

Giby nie znajo, ale lata świetlne temu na PEGASUSIE grywało się w Mario, gościa w czerwonej czapajce i spodniach na szelkach, który, nie wiedzieć czemu, wlazł do podziemi i szuka baby (bo jego celem jest uratowanie księżniczki). Wszyscy wiem, że dzielny Mario aby dostać się na kolejny poziom gry musi pokonać wiele trudności, skakać przez przepaść, przy okazji zbiera kasę (wszak do księżniczki trza się udać z pełną kiesą), podbija grzybki, żeby być większy, silniejszy i bardziej odporny. Ale przede wszystkim nie może dać się ukatrupić dziwacznym stworkom grzybopodobnym oraz żółwiom bodajże (grałam dawno, mogę bredzić). I w tym momencie dochodzimy do seansu mej dygresji: odnoszę wrażenie, że głowni bohaterowie książki Klamki i dzwonki nie parli do przodu w swym życiu, tak jak dzielny Mario, nie chwytali garściami z każdego etapu swego istnienia, nie toczyli boju o kolejny "level swego życia", nie silili się na podskok, aby stać się większym, silniejszym, mądrzejszym, szybszym. Stali w miejscu. I czekali na chodzące stwory, aby albo je ominąć, albo je unicestwić. Stali i odpierali atak, zamiast iść i po prostu realizować swoje cele, aby iść... i żyć. Główni bohaterowie wpadli w monotonię życia i nijak wyplatać się z tego nie mogli. Tkwili w jednym punkcie i co prawda dalej byli w grze... ale co to za rozgrywka, która polega tylko na tym, aby odpierać atak tudzież nie dać się wyeliminować? Toż to egzystencja a nie życie.
Życie Elizy to próżnia. Niby spełnia codzienne obowiązki, niby nawet realizuje swoje marzenie, przymierając niemalże głodem, żyjąc dwa lata o chlebie (a dokładnie ryżu) i wodzie, wydaje tomik wierszy. I co? Daje jej to radość? Nie. Eliza jest przez prąd życia niesiona, bezwładnie, bez ingerencji ze swojej strony.
Albert i jego żona zołza. Ależ się można władować po pas w guano wiążąc się z osobą, której się nie kocha. Ba! Osobą, której nawet się nie lubi. która pruje koparę niemal bez przerwy, która czepia się o wszystko, nie cieszy się z niczego, która jest po prostu wstrętnym babsztylem. Która frustracje i winę za chorobę przenosi na innego człowieka...
Agatka, dwunastolatka, która swoim bagażem z doświadczeniem życiowym mogłaby z powodzeniem obdzielić kilkoro dorosłych. Bezbarwna, niewidoczna, nieszczęśliwa. Dorosła kobieta w ciele dziecka, dorosły człowiek, którego beztroskie dzieciństwo zostało brutalnie przerwane, albo po prostu człowiek, który w ogóle dzieciństwa nie miał.
Dagny. Ofiara toksycznej, zwichrowanej mamuśki, dla której lajki na fejsie rekompensują ewentualne fochy nastoletniej córki. Matka, dla której słowo "prywatność"to taki egzotyczny owoc, którego nie wiadomo jak się je, jak smakuje i najlepiej jego konsumpcję sobie darować.
Jeszcze Oleński, Gabriela. No i Helena. To właśnie Helena Bukowska wprawia w ruch machinę, funduje wszystkim postaciom potężny zastrzyk adrenaliny i wtłacza w nich dawkę specyfiku "chęć podjęcia walki o szczęście". Paradoksalnie to właśnie Helena daje swoim bliskim (i kilku innym w gratisie) szansę na nowe życie. Jej "niecny plan" sprawia, że ich malutki ludzik Mario zaczyna z zapałem pokonywać kolejne etapy. W drodze do szczęścia. W drodze do radości i sensu istnienia.

Uwielbiam takie pióro Pani Magdaleny. Książkę się przeżywa, w książkę się wczuwa, pochłania, smakuje, słucha, zatraca. Niby historia prosta. Tragiczne wydarzenia sprawiają, że losy kilku osób łączą się nierozerwalnie. I chociaż w przeszłości nie dane im było tak pokierować decyzjami i wyborami, aby żyć obok siebie, to los z nich drwi. Ich ścieżki może i nie biegły równolegle, ale w końcu się krzyżują. Konfrontacja nieunikniona. Czy podejście numer 2 w kwestii rozpoznania prawdziwej miłości skończy się tak jak powinno było skończyć się za pierwszym razem? Czy Agata ma szanse na szczęśliwe dzieciństwo, a Daga na normalny okres dorastania?

Z pewnością odrobinkę spłaszczyłam i wyłuskałam tylko główne wątki, bo powieść jest wielowarstwowa, niczym tęczowy tort z ulubionej cukierni. Jest i puszysty biszkopt w postaci zwyczajnej prozy życia, codziennych wzlotów i upadków. Jest bita śmietana, iluzja szczęścia, zapychacz myśli, świadomości, imitacja spełnienia, puste kalorie radości. Zaraz za nią, dla przełamania smaku, kwaśny dżem, będący symbolem niepowodzeń, tragedii życiowych, kwaśnego smaku w przesłodzonej wizji naszych dni. Są i owoce luźne wydarzenia, pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego, a ostatecznie układające się w splot dziwnych i pięknych przypadkowych sytuacji. Jest tez kwintesencja smaku, czyli miłość. To ona nadaje sens, to dla niej tak naprawdę chwytamy za tort. W książce nie ma lukru, nie ma przesłodzonych banałów, zbędnych, sztucznych, pastelowych różyczek pięknie wyglądających, ale niejadalnych. Tort pt.: "Klamki i dzwonki" miesza smaki tak doskonale, że raz czujemy nutkę kwaskowatości aby zaraz potem rozkoszować się słodyczą. I nam to smakuje.

Stylistycznie, językowo, cóż ja się będę powtarzać perfekto. Kreacja bohaterów, charakterystyka ich stanów emocjonalnych wnikliwa, rzetelna i interesująca. Pomysł na fabułę prosty, może odrobinkę nierealny (postępowanie Heleny) ale spójny i ciekawy. W Klamkach i dzwonkach Autorka podejmuje się rozwinięcia tak wielu istotnych wątków, że nie sposób wymienić wszystkich: związek-wydmuszka, choroba, zerwana przyjaźń, niespełniona miłość, trudne reakcje natolatka-rodzice, zdrada, niebezpieczeństwo płynące z braku hamulców wewnętrznych dotyczących ochrony prywatności własnej, ale przede wszystkim swojego dziecka.

Moim "debeściakiem" w dorobku literackim Magdaleny Knedler nadal pozostaje Dziewczyna z daleka, jednak Klamki i dzwonki utwierdzają mnie w przekonaniu, że Magdalena Knedler wielką pisarką jest! 


Zdjęcie autorskie Anna Sukiennik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz