niedziela, 26 lutego 2017

Trąf, trąf, misia bela. Dagmara Andryka. [Izabelka]

TYTUŁTrąf, trąf, misia bela.
AUTOR: Dagmara Andryka
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
GATUNEK: kryminał

Zdjęcie autorskie Izabelka



Oto i ona! Kolejna część cyklu z  Martą Witecką w roli głównej. Doczekałam się wreszcie.
Ponieważ "Tysiąc" jest debiutem autorki, który mnie się bardzo spodobał, to miałam obiekcje czy kontynuacja będzie równie dobra. Bo to różnie w życiu bywa...
Ale całkiem niepotrzebnie się zastanawiałam. Świetna jest! I postaram się Was do niej zachęcić.

Sprawa klątwy w miasteczku Mille opisana przez Witecką przynosi  jej sławę. Książka odnosi sukces. Na jednym ze spotkań autorskich pewna nieznajoma kobieta prosi ją, aby zajęła się tajemniczą sprawą. Giną znane jej osoby. Marta nie bardzo chce uwierzyć w opowieść. Ale kiedy ginie kolejna osoba, a kobieta nie odpuszcza i dalej prosi Martę o pomoc, Witecka postanawia przyjrzeć się sprawie. Zdesperowana kobieta opowiada historię sprzed trzydziestu lat o obozie sportowym w Trzciance. Grupa siedmiu sportowców zawiązała wtedy elitarne bractwo. A teraz zginął trener i jeden z członków. Anna Kleynocka, nasza nieznajoma, twierdzi, że spełnia  się przepowiednia wedle której będą ginąć kolejni członkowie tajemniczej grupy według określonego klucza. Jakiego? Sami musicie doczytać.

Czy wróżba się spełni? Czy zginą kolejni ludzie? Czy Marta rozwiąże zagadkę? Czy to kolejna klątwa czy jakiś sprytny zabójca wykorzystuje wydarzenia z przeszłości? Mnóstwo pytań i niewiele odpowiedzi.

Książka napisana jest w taki sposób, który powoduje, że ciężko oderwać się od czytania. Autorka podsuwa różne tropy, ujawnia nieznane fakty i kończy rozdział w najbardziej emocjonującym momencie. I to powoduje, że chce się czytać dalej i dalej. Bohaterowie są świetnie zarysowani, każdy z nich to indywiduum ze skrywanymi tajemnicami. Wątki osobiste poszczególnych członków bractwa bardzo mnie zaciekawiły. Andryce udało się mnie zainteresować lub choćby zmusić do zastanowienia się nad kilkoma sprawami. Porusza wiele problemów społecznych, choć może nie zawsze wprost. Przemoc wśród nastolatków, alkoholizm, homoseksualizm, znęcanie się psychiczne i fizyczne w rodzinie. I wiele innych.
Pomimo, że tajemnicza historia ma miejsce ponad trzydzieści lat temu życiorysy bohaterów przeplatają się. Każdego z nich los toczy się inaczej. Autorka ujawnia te powiązania pomału i fragmentarycznie. Z każdą przeczytaną kartką dowiadujemy się o innych powiązaniach i zależnościach. I to wszystko może prowadzić do rozwiązania przyczyny zagadkowych zgonów.

Pani Dagmara, jak się dowiedziałam z okładki książki, jest moją rówieśnicą. Dlatego pewnie pamięta obozy i inne wyjazdy młodzieżowe w latach osiemdziesiątych XX wieku. Rozbudziła we mnie wspomnienia. Mnie też w tamtych czasach nosiło po całej Polsce. Bo wtedy działał sprawnie i częściowo finansował takie wyjazdy Zakładowy Fundusz Świadczeń Pracowniczych. To się jeździło...
Pamiętam namioty, ogniska, zachody słońca nad jeziorem i pierwsze miłości. I, wspomniana przez autorkę, muzyka z KASET. Aż poszukałam do zdjęcia. Ciekawe czy ktoś jeszcze je pamięta?
I już sobie wyobrażam współczesną młodzież: namioty w środku lasu, bez tv, bez telefonu i internetu... Chyba że w kategorii kary.

Zainteresował mnie też wątek osobisty Witeckiej. Jest ona córką fanatyczki religijnej. Matka była despotką i, w moim odczuciu, bigotką. Marta walczy z demonami w swojej głowie. Są momenty kiedy wspomnienia wracają.

Po przeczytaniu tej pozycji doszłam do wniosku, że wiele mnie łączy z Panią redaktor: obie jesteśmy rudowłose, uwielbiamy kukułki i białe wino oraz jeździmy francuskimi samochodami. Przypadek?


A zakończenie? Jak zwykle wiele opcji obstawiałam, ale nie trafiłam.
Trudno napisać opinię o tej książce nie zdradzając istotnych wątków fabuły. Nie chce Wam psuć frajdy z czytania.

I na koniec dwa cytaty, które mnie rozbawiły:

"PRL zamiast nowoczesnej technologii dysponował hektolitrami wódki, a to znacznie lepszy wynalazek komunikacyjny niż maile i SMS-y".

"W aucie włączyła radio i otworzyła paczkę kukułek. Uwielbiała rozpływające się w ustach nadzienie, najlepszy dopalacz".

Wódka jako wynalazek komunikacyjny i kukułki jako dopalacz. Padłam.

Polecam gorąco.

Zdjęcie autorskie Izabelka. Tytuł: kiedy matka kupuje nowość, to dzieciom obiad zapewnia KFC.


2 komentarze:

  1. Nie czytałam "Tysiąca", a tę książkę mam. Myślisz, ze nieznajomość poprzedniej części w czymkolwiek przeszkodzi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że nie szkodzi :) ale łatwiej zrozumieć pewne wątki :) polecam jednak czytać w kolejności :)

    OdpowiedzUsuń