TYTUŁ: Słodycz zapomnienia
AUTOR: Kristin Harmel
WYDAWNICTWO: Świat Książki
GATUNEK: Powieść obyczajowa
Zdjęcie autorskie Izabelka |
I znów mam ten problem... Brak mi słów.
Skończyłam czytać, mam mętlik w głowie, policzki mokre od łez i nie wiem jak Wam ubrać w słowa mój zachwyt tą książką.
Kolejna pozycja w tym roku, którą się zachwyciłam. Bardzo! Nie mogłam odłożyć książki, czytałam z wypiekami na twarzy, a stos zużytych chusteczek się powiększał. Bo nie pamiętam kiedy jakaś pozycja wycisnęła ze mnie tyle łez...
Nie jest to tani romans ani jakaś tkliwa historyjka dla romantycznych kobiet. O nie!
To jest niesamowita opowieść o tym, że każdy ma jakieś tajemnice. O tym, że piekło wojny nie kończy się wraz z podpisaniem traktatu pokojowego. Historia o tym, że los płata różne figle, że musimy ponosić konsekwencje swoich wyborów, że nie zawsze wszystko jest takie, na jakie wygląda. Wzruszająca historia o sile miłości, odkrywaniu rodzinnych tajemnic i poszukiwaniu korzeni. Pięknie opisana miłość do tworzenia pysznych słodkości i sile tradycji cukierniczych w rodzinie. Prawie że ballada o sile kobiet i mocy uczuć. I o dramacie życia z chorobą Alzheimera...
I to wszystko napisane przepięknym językiem! Nawet opisy parku czy pory roku sprawiały mi przyjemność podczas czytania. Autorka, moim zdaniem, szerokim łukiem ominęła banał i kicz.
Tak dla zachęty krótko o fabule:
Hope to kobieta, na którą spadły w krótkim czasie same nieszczęścia: śmierć matki, choroba babci, rozwód, problemy finansowe, problemy wychowawcze z dorastającą córką. Czuje się załamana. Babcia daje Hope, w przebłysku świadomości w chorobie Alzheimera, kartkę z nazwiskami osób i prosi, aby wnuczka poleciała do Paryża i dowiedziała się co się stało z tymi ludźmi. Tylko jest mały problem: oni żyli we Francji w latach czterdziestych dwudziestego wieku i nie wiadomo czy przeżyli wojnę. Hope się waha... córka nalega... przyjaciel tłumaczy.
To, co się dzieje później jest wzruszające i niesamowite. Aż dech zapiera. Mnóstwo pytań, ogrom dylematów, sporo refleksji. A to zakończenie... Czytałam trzy razy, bo za pierwszym razem niewiele widziałam przez łzy.
Doświadczenia i historia rodzinna zmieniają Hope. Poznajemy ją jako kobietę załamaną i smutną, a żegnamy się z silną przyjaciółką, która wie, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Cudowna, wzruszająca, refleksyjna książka, którą warto przeczytać. Skłania do przemyśleń. I do docenienia życia. Takim, jakie jest.
Gorąco polecam z całego mojego wzruszonego serducha.
P.S. Jedyne co mnie się nie podobało w tej książce, to okładka. Nie pasuje do treści i wprowadza potencjalnych czytelników w błąd.
Skończyłam czytać, mam mętlik w głowie, policzki mokre od łez i nie wiem jak Wam ubrać w słowa mój zachwyt tą książką.
Kolejna pozycja w tym roku, którą się zachwyciłam. Bardzo! Nie mogłam odłożyć książki, czytałam z wypiekami na twarzy, a stos zużytych chusteczek się powiększał. Bo nie pamiętam kiedy jakaś pozycja wycisnęła ze mnie tyle łez...
Nie jest to tani romans ani jakaś tkliwa historyjka dla romantycznych kobiet. O nie!
To jest niesamowita opowieść o tym, że każdy ma jakieś tajemnice. O tym, że piekło wojny nie kończy się wraz z podpisaniem traktatu pokojowego. Historia o tym, że los płata różne figle, że musimy ponosić konsekwencje swoich wyborów, że nie zawsze wszystko jest takie, na jakie wygląda. Wzruszająca historia o sile miłości, odkrywaniu rodzinnych tajemnic i poszukiwaniu korzeni. Pięknie opisana miłość do tworzenia pysznych słodkości i sile tradycji cukierniczych w rodzinie. Prawie że ballada o sile kobiet i mocy uczuć. I o dramacie życia z chorobą Alzheimera...
I to wszystko napisane przepięknym językiem! Nawet opisy parku czy pory roku sprawiały mi przyjemność podczas czytania. Autorka, moim zdaniem, szerokim łukiem ominęła banał i kicz.
Tak dla zachęty krótko o fabule:
Hope to kobieta, na którą spadły w krótkim czasie same nieszczęścia: śmierć matki, choroba babci, rozwód, problemy finansowe, problemy wychowawcze z dorastającą córką. Czuje się załamana. Babcia daje Hope, w przebłysku świadomości w chorobie Alzheimera, kartkę z nazwiskami osób i prosi, aby wnuczka poleciała do Paryża i dowiedziała się co się stało z tymi ludźmi. Tylko jest mały problem: oni żyli we Francji w latach czterdziestych dwudziestego wieku i nie wiadomo czy przeżyli wojnę. Hope się waha... córka nalega... przyjaciel tłumaczy.
To, co się dzieje później jest wzruszające i niesamowite. Aż dech zapiera. Mnóstwo pytań, ogrom dylematów, sporo refleksji. A to zakończenie... Czytałam trzy razy, bo za pierwszym razem niewiele widziałam przez łzy.
Doświadczenia i historia rodzinna zmieniają Hope. Poznajemy ją jako kobietę załamaną i smutną, a żegnamy się z silną przyjaciółką, która wie, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Cudowna, wzruszająca, refleksyjna książka, którą warto przeczytać. Skłania do przemyśleń. I do docenienia życia. Takim, jakie jest.
Gorąco polecam z całego mojego wzruszonego serducha.
P.S. Jedyne co mnie się nie podobało w tej książce, to okładka. Nie pasuje do treści i wprowadza potencjalnych czytelników w błąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz