TYTUŁ: Taktotu
AUTOR:Jakub Dąbrowski
WYDAWNICTWO: Oficynka
Irytująco–genialno–awangardowa zabawa Autora z czytelnikiem. I z treścią książki...
Główny bohater – Jakub – budzi się w pociągu z kacem–gigantem. Nie wie co się dzieje, co się stało, jak się w owym pociągu znalazł. Na korytarzu spotyka znajomego – Michasia. Gdy mdłości wywołane upojeniem alkoholowym dnia poprzedniego mijają, Jakub wraz ze znajomym wypalają skręta. I zabawa się zaczyna. Dowiadują się od stewarda, że w pociągu znaleziono zwłoki wielkiej, polskiej aktorki. Rozpoczynają śledztwo.
Brzmi ciekawie, logicznie i interesująco... ale..
Taktotu to misz–masz formy literackiej – połowę książki santonowi coś na kształt zapisu didaskaliów, który mniej więcej w połowie książki płynnie przechodzi w typowy utwór dramatyczny, z podziałem na role i tradycyjnymi didaskaliami. Narrator w specyficzny sposób "opowiada" co dzieje się "na scenie" używając czasu przyszłego dokonanego. Absurd wznoszący się do granic akceptowalności.
Niemal od pierwszych stron kołatał mi w głowie głos mojej przemiłej Pani polonistki z liceum ogólnokształcącego: "co autor miał na myśli?", czego szczerze nie cierpiałam. Bo pytanie jest podchwytliwe: autor miał coś na myśli i nie liczy się to, jak ty to zrozumiałeś, tylko to, jak rozumie to autor. A gdzie wolność słowa i myśli, gdzie miejsce na własną interpretację? Autor usiłował ubrać w słowa swe przemyślenie, a jak zostanie to przez czytelnika odczytane – to, moim zdaniem, już indywidualna sprawa.
W tym utworze można doszukiwać się głębi, ukrytych (bardzo dokładnie) prawd życiowych i aforyzmów godnych wydziergania na makatce i powieszenia nad łóżkiem. Bo Taktotu jest napisana pięknym językiem, z racji niewielkiej obojętności każde zdanie, każdy wyraz jest przemyślany i dokładnie przez Autora prześwietlony. Nie mogę opędzić się jednak od wrażenia, że Autor podczas czytania mógł wspomóc się jakimś powszechnie dostępnym środkiem ułatwiającym rozluźnienie, bujanie w obłokach, specyfik rozwiązujący język, również ten literacki – w głowie. Słowa płynęły, mijając się niekiedy z sensem i racjonalnością. A niekiedy trafiając w punkt.
Proszę mi wierzyć, dowolna głupota zda się mądrością, jeśli tylko dostatecznie długo ją destylować.
Wielkim plusem tego utworu jest ironia oraz wysublimowane poczucie humoru z ogromną dozą sarkazmu.
Kawa pojawi się pod sześcioma rożnymi nazwami i w trzech formach, z których tylko jedna będzie płynna.
Jakub czuł, że stanowią zgrana parę., ani razu nie pogubili się, ona opowiadała on nie słuchał, a potem przychodziła zmiana, on mówił, ona nie słuchała, ryzyko kolizji nie występowało.
Proszę mi wierzyć, dowolna głupota zda się mądrością, jeśli tylko dostatecznie długo ją destylować.
Wielkim plusem tego utworu jest ironia oraz wysublimowane poczucie humoru z ogromną dozą sarkazmu.
Kawa pojawi się pod sześcioma rożnymi nazwami i w trzech formach, z których tylko jedna będzie płynna.
Jakub czuł, że stanowią zgrana parę., ani razu nie pogubili się, ona opowiadała on nie słuchał, a potem przychodziła zmiana, on mówił, ona nie słuchała, ryzyko kolizji nie występowało.
Z pewnością Taktotu nie jest łatwa lekturą. To w pewnym sensie groteska – bo elementy absurdu ścielą się gęsto przez te 110 stron. Dominuje atmosfera zagubienia, niezrozumienia i ogólnie pojętej "dziwności". O tak: dziwna – to idealny epitet opisujący tę książkę.
Taktotu to druga część z serii swego rodzaj zabawy Autora (Jakub Dąbrowski to pseudonim) z czytelnikiem i z sama powieścią. Części pierwszej nie czytałam, ale śmiem wątpić, czy znajomość Surogata zmieniłaby mój nie do końca jasny odbiór i pozwoliła wyraźniej określić wrażenia po lekturze.
Już sama, z lekka psychodeliczna ale jednocześnie piękna, okładka przygotowuje nas na coś innego niż zwykle – na entropię literacką.
Tak, pozwól mi bełkotać! W tym bezrozumie jest metoda.
Nie zniechęcam, nie namawiam zbyt gorąco, ale obiecać mogę, że będzie to bardzo oryginalne spotkanie z literaturą.
Już sama, z lekka psychodeliczna ale jednocześnie piękna, okładka przygotowuje nas na coś innego niż zwykle – na entropię literacką.
Tak, pozwól mi bełkotać! W tym bezrozumie jest metoda.
Nie zniechęcam, nie namawiam zbyt gorąco, ale obiecać mogę, że będzie to bardzo oryginalne spotkanie z literaturą.
Ciekawie się zapowiada. Może zobacze co to.
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz niebanalne lektury, trochę przypominające Ferdydurke, to się spodoba na bank :) ja chyba wolę tradycyjne kryminały, które mają ręce i nogi :)
Usuń