TYTUŁ: Odcięci
AUTOR: Sebastian Fitzek, Michael Tsokos
WYDAWNICTWO: Amber
GATUNEK: kryminał/thriller
Zdjęcie autorskie Izabelka |
Kiedy przeczytałam, że tę książkę napisało dwóch specjalistów w swoich dziedzinach: Fitzek - autor thrillerów psychologicznych i Tsokos - ekspert medycyny sądowej, to pomyślałam sobie, że wreszcie coś dla mnie. Będzie tak jak lubię czyli brrr...
Mnie się ta książka spodobała, ale na kolana nie rzuciła, choć na to liczyłam.
Akcja pokazana jest z trzech punktów widzenia:
Paula Herzfelda, który pracuje jako ekspert medycyny sądowej i znajduje w ciele ofiary numer telefonu własnej córki. Gdy zawiadomi policję, to córka zginie. Sekcje przeprowadza w Berlinie.
Lindy, która uciekając przed swoim byłym chłopakiem przypływa na wyspę na Morzu Północnym. I tam znajduje ciało...
Nieznajomej dziewczyny, która jest więziona i torturowana.
Wszystkie te wątki w końcu się splatają.
Najbardziej podobał mi się wątek Lindy. Kiedy wyobraziłam sobie, że jest zamknięta z nieboszczykami i musi przeprowadzić sekcję według wskazówek podawanych przez telefon, to moja wyobraźnia szalała niczym tajfun. To lubię! Bo to przecież nie to samo co sekcja przeprowadzana przez patologa.
Opisy ciał są bardzo sugestywne. Burza szalejąca za oknami wokół wyspy dodaje świetnego klimatu. Napięcie zbudowane dobrze i odpowiednio zwiększane. Zakończenie zaskakujące.
Moim zdaniem to jest książka z przesłaniem. Głos, który mówi nam o niemieckim systemie prawa. A w zasadzie o jego niedoskonałościach. Bo moim zdaniem nie powinno tak być, że zwyrodnialcy dokonujący masakrycznych zbrodni dostają wyroki w zawieszeniu, a przestępcy podatkowi lądują na kilka lat do więzienia? Choć jakby się nad tym głębiej zastanowić, to nie jest problem tylko niemieckiego sądownictwa...
Po tej lekturze doszłam do wniosku, że jestem chyba już zmanierowana literacko ( a byłam już w tym roku rozpieszczona literacko ). Po tych wszystkich zachwytach, które przeczytałam bardzo się na to spotkanie z książką cieszyłam. Było napięcie i było momentami strasznie, ale... u mnie zawsze musi być jakieś ale... Oczekiwałam czegoś innego. Większego napięcia i analizy psychiki zbrodniarzy. Bo samo epatowanie okrucieństwem to nie jest, przynajmniej dla mnie, sposób na hit.
PS Dobrze, że mój labrador widoczny na zdjęciu mnie pilnował. Wcale się nie bałam ;)
Polecam jednak.
Zdjęcie autorskie Izabelka |
Hmm sama nie wiem. Mogłabym się trochę rozczarować...
OdpowiedzUsuńJa własnie mam taki niedosyt...
Usuń