TYTUŁ: Łaskun
AUTOR: Katarzyna Puzyńska
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
Już szósty raz autorka zabiera nas w 
podróż do Lipowa i jak sama twierdzi, ta część wymagała od niej bardzo 
wiele pracy. To widać. Powieść jest dopracowana, zaskakująca i spójna, 
mimo że z początku nic na to nie wskazuje. Liczba pojawiających się 
postaci, mnogość wątków oraz retrospekcyjne przemyślenia tajemniczego 
Łaskuna wprowadzają czytelnika w konsternację.
Policjanci z Brodnicy, do których 
dołączył (z własnej, nieprzymuszonej woli?) aspirant Daniel Podgórski, 
odkrywają makabryczną inscenizację w posesji sędziego Jaworskiego. I o 
ile zwłoki były w liczbie pojedynczej, o tyle ofiar jest więcej niż 
jedna…
Wraz z przesłuchiwaniem kolejnych osób 
pojawiają się nowe, zaskakujące fakty. Dlaczego stroniący od ludzi, 
gburowaty samotnik, jakim był sędzia Jaworski, został zamordowany i w 
tak sadystyczny sposób potraktowany przez mordercę? Co z tą sprawą ma 
wspólnego Daniel Podgórski, który mimo znajomości z sędzią postanawia 
ten fakt przemilczeć? Jaki udział w tej sprawie ma Sabina, której 
zaginięcie zgłasza na policję jej zaniepokojona matka? Czy to, że 
wszystkie drogi raczkującego dopiero śledztwa prowadzą do Michała 
Rakowskiego, jest przypadkiem? Jaki udział w wydarzeniach mają 
pracownicy klubu nocnego Gwiazdozbiór oraz garażu Piotra Maciejewskiego?
Początkowo można odnieść wrażenie, że 
niektóre wątki są swego rodzaju „zapchajdziurą”, sprawiają wrażenie 
wymuszonych, zbędnych i spowalniających akcję. Nic bardziej mylnego! 
Każda informacja w Łaskunie odgrywa określoną rolę i ma konkretne zadanie.
Autorka zmyślnie buduje napięcie, 
potęguje poziom ciekawości czytelnika poprzez wielokrotne powtarzanie 
niewyjaśnionej kwestii. Przypomina to trochę zabawę w kotka i myszkę – 
sugeruje (błędne) rozwiązania, sieje ziarno zniecierpliwienia i żądzę 
szybkiego rozwiązania skrupulatnie skonstruowanej  zagadki.
Zaryzykuję stwierdzenie, że w Łaskunie
 zasadniczej roli nie odgrywa wątek kryminalny, ale obyczajowy. Wszak po
 raz szósty śledzimy perypetie misiowatego Daniela, rudej Weroniki, 
ekscentrycznej Klementyny i innych…  Aż chce się krzyczeć: „co też pani 
najlepszego zrobiła Danielowi?”. Podgórski wpada w kłopoty, zarówno 
natury osobistej, jak i na płaszczyźnie zawodowej. Splot niefortunnych 
zdarzeń sprawia, że staje się… głównym podejrzanym.
Emilia, odrobinę monotematyczna z tym 
swoim gestem gładzenia brzucha, pokazuje niezwykłą siłę, zawziętość, ale
 i głupotę w uporze prowadzenia niezwykle trudnego i wyczerpującego 
śledztwa.
Weronika, próbuje pozbierać się po 
wielkim kataklizmie w swoim życiu i nadal nie potrafi pogodzić się z 
faktem, że została zdradzona przez ukochanego.
I oczywiście Klementyna, która wraca z 
przymusowych „wakacji”.  Ale! na odpoczynku nie zamierza poprzestać i 
zostaje wplątana w labirynt kłamstw i tajemnic tworzących z tej zagadki 
kryminalnej prawdziwe wyzwanie. Trudne wyzwanie – nawet dla tak zmyślnej
 i inteligentnej pani (eks)komisarz jaką jest Kopp.
Łaskun to nie tylko bardzo 
dobra powieść obyczajowa, w której poruszane są wątki przemocy, 
narkotyków, prostytucji, problemów rodzinnych i wielu innych, których 
zdradzać nie zamierzam, bo popsułabym niespodziankę i zredukowałabym 
liczbę zachwytów („ojacie! niemożliwe!”); nie tylko „kawał dobrego 
kryminału” i powieści sensacyjnej, w której akcja gna w zastraszającym 
tempie. To także, a może przede wszystkim, doskonałe studium 
psychologiczne poszczególnych postaci. Nie na darmo w Łaskunie pojawia się postać doktora Witkowskiego, jego pacjentów, terapia oraz termin „depresja”.
Autorka w niezwykle sugestywny sposób przedstawia dywagacje enigmatycznego Łaskuna.
Lodówka znacznie. Większa. Niż 
poprzednia. Łaskun patrzy. Krytycznie. Kształt nie ten, co trzeba. Nie 
ten. Zupełnie. Inny. Potrzeba, Inny. Za wąska. Nie zmieści się to. Co 
ma. Tam trafić. Nie zmieści. Się.
Te krótkie formy wypowiedzi kreślą nam 
wizerunek osoby chorej psychicznie i naprawdę niebezpiecznej. Szaleństwo
 wyziera z nielicznych fragmentów, w których narratorem jest Łaskun i 
jeśli ktokolwiek odgadnie, kim on jest – chylę czoła. Moim zdaniem nie 
sposób skojarzyć akurat tej osoby z tajemniczą postacią mordercy. W tej 
historii nasze podejrzenia zmieniają się jak w kalejdoskopie. Winowajcy 
szukamy wśród pracowników Gwiazdozbioru, wśród pacjentów doktora 
Witkowskiego, aby ostatecznie rozważać nawet kandydaturę Podgórskiego.
Nie ukrywam, że po Utopcach, które oceniłam dość krytycznie, Łaskun
 jest balsamem na moje skołatane nerwy, a przesyt cyklem o policjantach z
 Lipowa zniknął w odmętach zapomnienia. Czekam na kolejny tom, 
przebierając nogami ze zniecierpliwienia i zacierając ręce z uciechy. Bo
 zakończenie wróży wiele dobrego… i niedobrego…

 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz