czwartek, 23 marca 2017

Kolaborantka.Margaret Leroy [Izabelka]

TYTUŁ: Kolaborantka
AUTOR: Margaret Leroy
WYDAWNICTWO: Oficyna Gola Sp z o.o.
GATUNEK: literatura obyczajowa/wojenna
Zdjęcie autorskie Izabelka

Kolejna książka z cyklu opowieści wojenne. Miałam nadzieję na niezbyt skomplikowany romans z wojną w tle i zostałam zaskoczona. Nic tu nie było ani łatwe ani nieskomplikowane. Sięgam z chęcią po tego typu pozycje, bo lubię się zastanawiać co ja bym zrobiła na miejscu bohaterki.

Akcja rozpoczyna się w 1940 roku. Maleńka wyspa Guernsey leżąca przy wybrzeżu Normandii. Spokojne życie mieszkańców zostaje zakłócone kiedy przypływają Niemcy. Zaprowadzają swoje "porządki", zajmują domy, odcinają morski transport wodny. Nikt z zewnątrz nie może dostać się na wyspę.
W jednym z domów mieszka Vivienne. Mąż walczy na froncie. Kobieta została sama z dwiema córkami, chorą teściową, kotem i codziennymi kłopotami.
Po sąsiedzku zamieszkują Niemcy. W jednym z nich zakochuje się Vivienne.
Co z tego wyniknie i jak potoczą się losy bohaterów dowiecie się kiedy sięgniecie po książkę.

Ja tylko chce zwrócić Waszą uwagę na kilka spraw.

Główna postać to kobieta, która nie miała lekko w życiu. Mąż, który walczy na froncie nie był dobrym człowiekiem. Zdradzał i pił. Wyspiarka ma wyrzuty sumienia, że czuje ulgę z jego nieobecności Nie ma wiadomości od małżonka i nie wie czy żyje. Potrzebuje wsparcia w radzeniu sobie z trudami codzienności. Niemieccy żołnierze, którzy zamieszkują w domu obok wcale nie są okropni ani nie budzą postrachu. Jeden z nich jest lekarzem i kiedy córka Vivienne zachoruje, bez słowa udziela pomocy. Wcale się nie dziwiłam bohaterce, że uległa urokowi jednemu z nich. Gunther jest wykształcony, kulturalny, przystojny i tęskni za życie z przed wojny.

Te trudny codzienności, o których pisałam wcześniej, autorka przedstawiła bardzo dobrze. Kiedy transport na wyspę zostaje wstrzymany mieszkańcy muszą sami zadbać o to, by mieć co do garnka włożyć. Praca w ogrodzie i sadzie, robienie przetworów, wymyślanie dań z produktów, które akurat są w domu, wymienianie się z sąsiadami własnymi zbiorami, wystawanie w sklepach w kolejkach. To obraz powszechnych problemów z jakimi muszą radzić sobie kobiety. W trakcie czytania tak sobie rozmyślałam czy ja też tak bym umiała kulinarnie zadbać o swoją rodzinę...

Kolejny wątek, który zwrócił moją uwagę to problemy rodzinne: z córkami i teściową. Jedna z córek na 16 lat i, jak każda nastolatka, chce się ładnie ubierać i chodzić na imprezy. Co w okresie wojennym nie jest takie proste... Druga córka ma 6 lat i choć, wydawać by się mogło, że nic nie rozumie z okupacyjnej rzeczywistości, to wiele razy zadziwi matkę swoją dojrzałością.
Teściowa, po wyjeździe syna na wojnę, popada w demencję. Trudno z nią nawiązać kontakt, wciąż woła syna, czasami nie poznaje synowej, wiele godzin siedzi nieruchomo na kanapie zapatrzona...

Przez całą powieść przewija się motyw pór roku. Piękne opisy lata z jego łanami zboża i słoneczną pogodą. Złota jesień ze swoimi darami natury. Mroźna i wietrzna zima. Oraz wiosna wyśpiewana przez ptasie trele. Rześka morska bryza, pierwsze pączki na drzewach. I w tych pięknych okolicznościach przyrody Vivienne dostrzega w polu stracha na wróble. O nie! To człowiek! Uciekinier z obozu pracy, który okupanci założyli na wyspie. Kobieta nie może uwierzyć własnym oczom, że do takiego stanu można doprowadzić człowieka. A później jest świadkiem jak żołnierz kilkoma kopniakami pozbawia więźnia życia tylko dlatego, że się przewrócił i nie miał siły iść dalej. A wiosna tego roku taka piękna... Takie zestawienie powodowało u mnie "gęsią skórkę"...

I na koniec jeszcze o samej Vivienne. Bohaterką targają wątpliwości. Zastanawia się nad wieloma sprawami, zadaje sobie mnóstwo pytań. Nie jest pustą trzpiotką. Rozwiązuje codzienne dylematy, dokonuje trudnych wyborów i ponosi ich konsekwencje. Polubiłam ją. Zastanawiałam się razem z nią. I zadawałam sobie odwiecznie mnie męczące pytanie: co ja bym zrobiła na miejscu bohaterki?

A! I jeszcze jedno! Zakończenie zaskakujące. Czyli takie jak lubię. Mnie się podobało.

Polecam.

PS. Przyjrzyjcie się ciasteczkom na zdjęciu. Jakie mają piękne napisy!

Zdjęcie autorskie Izabelka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz