TYTUŁ: Mechaniczna ćma
AUTOR: Joanna Pypłacz
WYDAWNICTWO: Videograf SA
GATUNEK: Powieść obyczajowa/Horor
To, co uważamy za szczęście, to zwykła utopia i złudne uogólnienie. Istnieją tylko ulotne lśnienia... Ludzie je ustawicznie ścigają, lecą do nich jak ćmy do płomienia świecy.
Kraków. Marzec 1900 roku. Kobieta medium, malarka zmarłych oraz zegarmistrz. Oryginalni, intrygujący i nieświadomi tego, że jedno spotkanie odmieni całe ich życie. Troje indywiduów: do Celiny zwracają się znękane, przygniecione ciężarem smutku, nierzadko także wyrzutami sumienia osoby, które nie zdążyły pożegnać się ze zmarłymi bliskimi. Młoda kobieta odbiera sygnały ze świata umarłych, wizualizuje obrazy, które powracają w snach oraz na jawie,
kiedy osłabiony bezsennością i znękany dniem codziennym organizm staje się podatny na iluminację. Paradoksalnie, jedyną osobą, której nie może pomóc Celina jest ona sama, ponieważ od wielu lat próbuje zainicjować więź ze zmarłą matką. Bezskutecznie. Te nieudolne próby kładą się cieniem na jej życiu. Annabella ma niesamowity zmysł artystyczny, maluje przepiękne obrazy. Jednak jej talent ma niezwykłą, specyficzną i niebezpieczną moc... dlatego jej jedynymi "modelami" mogą być ludzie... martwi. Leonard to przystojny, ambitny, młody artysta ofiarujący drugie życie śrubkom, nakrętkom i innym
niepotrzebnym metalowym elementom tworząc z nich misternie skonstruowane
małe, mechaniczne dzieła sztuki. Łączy pracowitość, sprawność manualną oraz innowacyjne metody w spójną całość w wyniku czego powstają mechaniczne zwierzęta. Jego dziełem jest także tytułowa mechaniczna ćma. Zepsuty zegar sprawia, że losy Celiny, Annabelli i Leonarda splatają się ze sobą w nierozerwalny węzeł. A w ten węzeł wplątują się łzy smutku, okrzyk radości, ukradkowe spojrzenia, pierwsze zauroczenia, miłość, pożądanie, zazdrość, która potrafi zniszczyć, zdrada, która popycha do zbrodni...
Powieść Joanny Pypłacz zabiera nas w podróż do dziewiętnastowiecznego Krakowa, na spacer po brukowanych ulicach, w towarzystwie wytwornych dam, dżentelmenów i zacnych jegomości. Wysublimowany
język, oryginalny styl i lekkość pióra Autorki kreślą przepiękny obraz
Krakowa na przełomie XIX i XX wieku. Aura mistycyzmu i tajemniczości nadaje powieści specyficzny klimat – odrobinę mroczny i bardzo tajemniczy. Mimo to nie określiłabym Mechanicznej ćmy mianem horroru. Owszem – pojawiają się w powieści elementy grozy, szczypta irracjonalności, ale stanowią one jedynie dodatek do zmyślnie wykreowanej powieści obyczajowej i dotyczą bardziej sfery psychicznej aniżeli fizyczne obecnych – widzialnych "straszydeł".
Wątki poszczególnych postaci zazębiają się jak sprawnie działający system śrubek, przekładek i części składowych dobrze naoliwionego mechanizmu zegara. Działanie jednego elementu inicjuje ruch kolejnej, co z kolei napędza do działania całą machinę. Mnogość wątków gwarantuje wartko płynącą akcję obfitującą w zaskakujące zwroty i pełną spokoju zadumę nad własnym życiem.
ludzie są jak owady [...] w pogoni za
światłem jesteśmy skłonni rozbić się o szyb albo pofrunąć prosto w
płomienie tylko po to, żeby za chwile spaliły nas żywcem.
wszyscy
nosimy wewnątrz rany, którym nadajemy eufemistyczne miano tajemnic. Może dlatego, żeby mniej bolało, albo żeby nam się wydawało, że mniej
bolą.
Zawirowania w życiu głównych bohaterów absorbują do tego
stopnia, że po zakończeniu lektury
czytelnik czuje niedosyt... i przymusową eksmisję ze świata wypełnionego
feerią barw, brzmieniem utworów najznakomitszych kompozytorów oraz światem
innowacji artystycznej. Bo lektura Mechanicznej ćmy gwarantuje doznania estetyczne, wgląd w świat artystyczny, z muzyką poważną w tle.
Malarstwo to rodzaj sztuki czarnoksięskiej, która sprawia, że
paradoksalnie kwintesencją czyjegoś zwykłego życia może stać się
niezwykłe dzieło sztuki.
Dojmujący chłód... niebywałe, jak sugestywne potrafią być słowa. Jak umiejętne sformułowania, odpowiednio wyselekcjonowane epitety tworzą specyficzny klimat. Zima na ulicy Gołębiej w Krakowie przyprawia czytelnika o gęsią skórkę, bo czytając czujemy obezwładniający chłód, toniemy w zasnutych gęstą mgłą, ciasnych uliczkach, gubimy się we wnętrzu warsztatu zegarmistrza, zastawionego dziwnymi, ale pełnymi uroku innowacyjnymi tworami mechanicznymi. Annnabella maluje obrazy, Pani Joanna Pypłacz maluje słowem. W dobie
wszechogarniającej "bylejakości", która dotknęła niestety także świat
literatury, Mechaniczna ćma jawi się jako barwny, egzotyczny motyl
wśród bezbarwności, miałkości i przeciętności. Dbałość o szczegóły, przepiękny język, skrupulatne rozwijanie podejmowanych wątków, ziarenko niepewności i nierealności tworzą dopracowaną powieść. Piękną powieść.
Podobnie jak ludzkie marzenia, ćmy również latają bezszelestnie.
Mechaniczna ćma zachwyca i potwierdza, że
współczesna powieść potrafi być małym dziełem sztuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz